Specyfikacja najważniejszych podzespołów PC recenzenta – testowano średnio po 30h na trzech platformach:
„Batat”
CPU ze zintegrowanym GPU
APU: AMD Ryzen 5 2400G@3,9GHz
RAM: 14GB DDR4 (2GB z 16 oddelegowane do zintegrowanej grafiki)
Gra zainstalowana na dysku SSD
OS: Win 10 Pro x64
Rozdzielczość 1920:1080
CPU: i5 Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript.
GPU: AMD Radeon R7 370 2GB
RAM: 16GB DDR3
OS: Win 7 Pro x64
Gra zainstalowana na dysku SSD
Rozdzielczość 3440:1440.
„Piec hutniczy”
CPU: i7 Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript.
GPU: Nvidia GTX 980Ti 6GB
RAM: 32GB DDR4
OS: Win 10 Pro x64
Gra zainstalowana na dysku m.2
Rozdzielczość 3440:1440
Recenzent przeszedł tę grę wielokrotnie dekadę wcześniej, stąd recenzja w relatywnie niedługim czasie od premiery (sprawdzenie jakości portu).
“This world always seems to be ravaged by some war or another” – Judith
Tales of Vesperia, to tytuł, który w oryginalnym wydaniu miał spopularyzować konsolę Xbox 360 wśród fanów japońskich RPG, gdyż w ówczesnym czasie, gatunek na tej platformie prawie nie istniał. Niestety dla zagorzałych fanów serii – okazało się, iż tytuł ten jest exclusivem na konsolę Microsoftu. Nie pomagały błagania, nie pomagały petycje, nie pomagały ankiety kierowane za pośrednictwem social mediów do Namco Bandai. Rok po premierze, w Japonii ukazuje się wersja dla konsoli Sony, jednak nigdy nie wychodzi poza granice Japonii… fani pozostają na lodzie, a ich prośby odbijają się od niewidzialnej ściany z napisem „wiemy, że chcecie, no ale nie dostaniecie”. Minąć musiało 10 lat, by gra ukazała się w pełni glorii i chwały na platformach innych niż ta, która tak namiętnie rysowała płyty w czytniku. Dekada kampanii, petycji i błagań została zwieńczona sukcesem totalnym – Tales of Vesperia ukazuje się na wszystkie wiodące platformy w 2019 roku: Playstation 4, Nintendo Switch, a nawet Xbox One, oraz PC. Tę ostatnią wersję mam przyjemność dzisiaj Wam zrecenzować.
Dlaczego fani tak jojczyli o tego właśnie Talesa? Przecież Namco ostatnio hojnie obsypuje graczy nowymi produkcjami, czemu więc wciąż słychać było wołania o reedycję Vesperii? Chociażby ze względu na to, iż gracze poza KKW mieli do tej pory jedynie wykastrowaną wersję gry; Japończycy na Playstation 3 dostali dodatkowe postacie grywalne oraz dużo większą zawartość fabularną. Nie mówiąc już o tym, jak trudno jest dzisiaj o poprawnie działającego Xboxa 360… W wielu ankietach, które organizowało Namco, na pytanie „Jaki Tales powinien otrzymać reedycję”, Vesperia wygrywała i to znacznie, odsyłając w niebyt takie talesowe tuzy, jak Tales of the Abyss, czy Tales of Symphonia… zapytacie – co jest takiego w tej grze, że tyle się o niej mówiło? Na przykład ciekawa historia i niebanalny protagonista. Tutaj uwaga dla spragnionych informacji na temat jakości portu – o tym będzie traktował ostatni rozdział mojej recenzji. Teraz przejdźmy już do historii i bohaterów, oczywiście nie zdradzając żadnych spojlerów, by nie psuć wrażeń z rozgrywki. Od razu też napomknę, iż jest to mój ulubiony Tales ze wszystkich, które przeszedłem. Tak więc: do dzieła, Brave Vesperia!
"I think there are some things that you have to do, even if they're a crime. Someone has to do them, even if it means taking the blame." – Yuri Lowell
Grę rozpoczynamy w królewskiej stolicy Zaphias, a dokładniej w tzw. Lower Quarter, czyli na obrzeżach miasta, które zamieszkuje lokalna biedota. Już od pierwszych chwil można zauważyć, że protagonista, Yuri Lowell, nie jest standardowym japońskim archetypem głównego bohatera. Śmiem twierdzić, iż jest to NAJLEPSZY talesowy protagonista, jakiego przyszło nam poznać - za chwilę dowiecie się, dlaczego. Nie tylko on wybija się ponad standardy serii, gdyż cała paczka bohaterów jest wiarygodna i sprawia, że gracz chętniej się z nimi utożsamia. Ci, którzy czytają moje recenzje wiedzą, że kocham japońskie RPG – mam z nimi jednak jeden zasadniczy problem: mianowicie, prawie w każdym tytule znajdzie się jakiś bohater, który mocno mnie irytuje, a schematy powielane przez twórców sprawiają, że zwykle bardzo łatwo przychodzi mi wybór podstawowej drużyny. W Tales of Vesperia tak jednak nie jest: tutaj nawet takie stereotypy, jak dziecko z gilem pod nosem (Patty), czy podstarzały gawędziarz-erotoman (Raven), nie irytują, a stają się wręcz moimi ulubieńcami. Wszystko za sprawą odpowiedniego rozwoju tych postaci i wątków, w których biorą udział. To jeden z niewielu, jeśli nie jedyny Tales, w którym miałem problem z dobraniem aktywnych członków drużyny, gdyż sympatyzowałem praktycznie ze wszystkimi. W innym RPG, postać takiego Karola przykładowo – najpewniej bym znienawidził, jednak tutaj dzięki jego wewnętrznym rozterkom, powolnemu, acz systematycznu rozwojowi i poznawaniu problemów o szerszym zakresie, niż tylko czubek własnego nosa, pozwoliło mi na polubienie i takiej postaci. Na dodatek historia opowiadana w Vesperii rozwija się w odpowiednim tempie, powodując prawidłowy dla gry fabularnej rozwój emocjonalny; po 40 godzinach gry wiemy, że to nie tylko grupka bohaterów, z którymi przemierzamy świat Terca Lumireis, a przede wszystkim grupa przyjaciół, gdzie każdy za każdego skoczyłby w ogień. Wracając do głównego bohatera – co mnie jeszcze urzekło w Yurim to to, że nie podlega on schematom typu „jestem ten dobry i uratuję świat…bo jestem dobry”, To nie jest postać nieskazitelna, ma swoje wady i nie stosuje się do zasad, które są przyjęte przez ogół społeczeństwa. Yuri ma swój własny kodeks moralny, który sprawia, że nie cofa się on przed niczym… dosłownie. Niejednokrotnie przekracza granice moralności, ale robi to zawsze w imię czegoś większego (w jego mniemaniu). Uważam, że ze wszystkich Talesów, postać Yuriego jest najmroczniejsza, najbardziej oryginalna i przede wszystkim – pełna konfliktów.
Świat Terca Lumireis jest ogromny. To jeden z ostatnich Talesów, w których mamy prawdziwie otwartą mapę świata, który możemy do woli eksplorować. Świat ten dzieli się na sześć zróżnicowanych kontynentów, oraz masę wysepek rozsianych po Oceanie Zewnętrznym, oraz Wewnętrznym. W zwiedzaniu tych wszystkich krain, pomaga nam okręt, za którego sterami stoi nasza dzielna Patty. Okręt ten pływa po głębszych wodach i niektórych rzekach, a z biegiem czasu otrzymujemy dodatkowy patent, pozwalający na wzbicie się w powietrze.
Jeśli chodzi o mieszkańców, to poza ludźmi i naturalnie – wszelkiej maści potworami, mamy też inne rasy: potężne istoty smokopodobne Entelexeia, oraz tajemniczy, elfopodobny lud Krityan, o którym niewiele nam początkowo wiadomo. Jak to zwykle w życiu bywa, tak i tutaj mamy pewien konflikt, o którym nie napiszę więcej, poza tym, że istnieje. Aczkolwiek nasza drużyna jest, rzekłbym – ponad podziałami.
Co ciekawe, konflikty, których doświadczamy w grze, nie mają tylko jednego podłoża – światem gry rządzą dwie potężne frakcje: Imperium, ze swoimi rycerzami na czele, oraz Związek Gildii, skupiający pomniejsze gildie odpowiadające zarówno za handel, jak i przemysł różnego rodzaju. Imperium, jak to wszelakie znane nam imperia – chciałoby kontrolować wszystko i wszystkich, Gildie zaś, chcą po prostu spokoju i autonomii. To tyle w teorii; a jak jest w praktyce? O tym musicie przekonać się już sami.
Zanim przejdę do tradycyjnych części recenzji, gdzie omawiam grafikę, muzykę i system, to należy tutaj wspomnieć jeszcze o jednym fakcie: Vesperia jest jednym z niewielu jrpgów (Talesów w szczególności), gdzie łamane są wszelkie stereotypy i konwenanse. Tak, jak widać na zdjęciu rozpoczynającym ten rozdział; nie ma tutaj typowej dla japońskich gier, męskiej dominacji. Jest równouprawnienie, a jeśli myślicie o ratowaniu bezbronnych księżniczek, nasza mała Patty szybko Was naprostuje. Jeśli nie wiecie kim jest Patty - to mała dziewczynka, która prowadzi wędrowny tryb życia, ale niewiele ją łączy z typowymi dziećmi. Jest to postać, której nie było w poprzedniej wersji gry na Xbox 360 i wnosi ona sporo do fabuły oraz samej rozgrywki. Nawet jeśli nie lubicie małych dzieci, tę wiercipiętę z pewnością polubicie. Niestety, zarówno ton, jak i tę nietypowość, o której wspominam, seria w kolejnych odsłonach w dużej mierze zatraca…Nie wiem, może Namco starało się stworzyć jrpg, który nie będzie strzelał wyświechtanymi japońskimi kliszami, ze względu na pierwotną platformę i rynek docelowy (Zachód)? Tego się pewnie nigdy nie dowiemy.
“You’ll never find anything new if you’re afraid of making mistakes, or failing.” – Rita Mordio
Napisałem już trochę o świecie gry i głównym bohaterze, czas więc rozebrać Vesperię do rosołu. Zacznijmy od szaty graficznej: Zabrzmi to dziwnie, ale jest to moim zdaniem najładniejszy Tales, jakiego Namco wyprodukowało. Nie każdy się ze mną zgodzi: owszem, mamy pachnącą świeżością Berserię, która w teorii wygląda lepiej, no ale… styl graficzny, który obrali artyści tworzący Vesperię ma to do siebie, że starzeje się bardzo powoli. Ta gra, nawet za kolejne 10 lat będzie wyglądała ładnie, czego nie można powiedzieć o wielu innych tytułach. Zasługa w tym akwareli, stylu zaczerpniętego z malarstwa, który sprawdził się tutaj w 100%. Wystarczy porównać niektóre obrazy z Vesperii (2008) z dużo nowszą Tales of Zestiria (2015), a sami zrozumiecie co mam na myśli. Owszem, mapa świata to jednak ograniczenia technologiczne pierwszej dekady XXI wieku, ale jeśli chodzi o przeróżne scenki, animacje, tła i bohaterów – te wyglądają po prostu bajkowo. Oczywiście, animacji komputerowych nie ma tu aż tyle, ale nie samymi CGI człowiek żyje. Za styl i wygląd gry odpowiada nie kto inny, a etatowy rysownik Namco - Kosuke Fujishima. Dzięki rozwiązaniom z 2008 roku, gra w edycji Definitive nie zamęczy też Wam zbytnio sprzętu, a jeśli już mowa o wersji PC i różnicach graficznych, względem oryginału – nie ingerowano w silnik gry, zajęto się jedynie teksturami, gdyż 720p w 2019 roku nie przystoi jednej z flagowych serii Namco; tym sposobem dostajemy podbicie aż do 4k. Poza tym, to stara, dobrze nam znana Vesperia. Wspomnieć też należy o tym, iż nie zdecydowano się na re-design map i te najbardziej ucierpiały, nadszarpnięte zębem czasu. Wrogowie na mapach nie poruszają się cały czas, a pojawiają się trochę znienacka – nie przeszkadza to w ich omijaniu, jednak w dzisiejszych czasach, przyzwyczailiśmy się już do innych rozwiązań. Czy mi to w zabawie przeszkadzało? Absolutnie nie, a nawet jeśli macie problem z omijaniem niespodzianek, to zawsze można użyć przedmiotu „Holy Bottle” i mieć święty spokój ze wszelkim tałatajstwem, które napotykamy na naszej drodze. Na koniec należy wspomnieć o akcesoriach i dodatkach, dzięki którym zmienimy wygląd naszych bohaterów. Niestety, jest to jedna z ostatnich gier serii, gdzie akcesoria znajdujemy, a nie kupujemy w systemie mikrotransakcji. Japońska wersja gry na Playstation 3 wprowadziła pierwszy płatny element – kostiumy i od tej pory, Namco konsekwentnie będzie żerować na graczach, wycinając z gry to, co gracz kiedyś znajdował na mapie świata/w questach, wrzucając to jako DLC. Na szczęście, wersja Definitive otrzymuje wszystkie stroje gratis, nie mamy tu absolutnie żadnych płatnych dodatków. Brawa i ukłony dla firmy, gdyż w dzisiejszych czasach jest to rzecz niesłychanie rzadka. Skoro już sobie wyjaśniliśmy, jak Vesperia wygląda, to czas przejść do tego, jak brzmi.
“Only the living have the privilege of saying they’ll fight to the last breath, and words like conviction and resolve don’t mean much to a dead man.” – Raven
Talesy to Motoi Sakuraba, a Motoi Sakuraba to Talesy. W przypadku muzyki, można stosować zamiennie nazwisko, z tytułem serii. Dobra, to tak bardziej poważnie: ta odsłona, jak zdecydowana większość innych – powstała pod batutą Sakuraby, który dostał na dokładkę Shinjiego Tamurę i wespół stworzyli przebogatą ścieżkę dźwiękową, która liczy sobie aż cztery płyty CD, wypełnione po brzegi muzyką. Sakuraba zwykł przykładać się do swojej pracy i to dzięki niemu, mogliśmy cieszyć uszy w grach takich jak Baten Kaitos, Eternal Sonata, Star Ocean, czy jakikolwiek pierwszy z brzegu Tales. Owszem, miewał on gorsze dni (Tales of Graces), ale zdecydowanie częściej stawał on na wysokości zadania. Jak jest tutaj? Bardzo dobrze! Jeśli człowiek myśli o Sakurabie, to z reguły do głowy przychodzą nam dwa style muzyczne: rock (progresywny) i jazz. W zależności od produkcji i nastroju, dostajemy dawkę jednego, bądź drugiego. W Tales of Vesperia utwory sięgają korzeni kompozytora i są to głównie prog rockowe nuty, przeplatane folkowym brzmieniem tu i ówdzie. 118 utworów zawartych w grze – ilość robi wrażenie, choć kilka z nich, to wariacje różnych kompozycji. Jeśli miałbym oceniać soundtrack całościowo – w przekroju całej serii Tales of… postawiłbym go wyżej, niż brzmienia, które można usłyszeć w Berserii, Zestirii, czy Symphonii. Ścisły top i nawet pomimo braku tak lubianego prze mnie jazzowego klimatu Xillii 2, muszę przyznać, że ścieżka dźwiękowa jest skomponowana pierwszorzędnie i to nie tylko za sprawą ostrzejszych utworów, które zagrzewają gracza do walki, ale przede wszystkim za sprawą kompozycji zwykle pomijanych przez ogół. Moje oko (a raczej ucho) przykuł np. taki kawałek, jak „On the Other Side of the Mirage”, utwór magiczny, polecam Wam przesłuchać, jeśli nigdy w Vesperię nie graliście. Z drugiej strony, motywy bitewne, bo przecież solą jrpgów są walki i spędzamy w nich najwięcej czasu – również trafiły w moje gusta. Takie kompozycje, jak „A Formidable Foe Stands in the Way” czy „Tenacity” to Sakuraba zagęszczony w esencji i każdy fan od razu go tutaj rozpozna. Dołożyć można „Burning Fighting Spirit” oraz chyba najbardziej rozpoznawalne „Furnace of War” i fani mogą czuć się jak u siebie. Z tych żwawszych kawałków, moim faworytem jest jednak „Fury Sparks”, które katuję nieprzerwanie od dekady. Poniżej zaprezentuję Wam odnośnik do pierwszego, wymienionego przeze mnie utworu, „On the Other Side of the Mirage”. Czyż nie jest on piękny?
Każdy szanujący się RPG ma też swój motyw przewodni, zwykle z wokalem. W takim Abyssie była to „Karma” (nawiasem mówiąc, rewelacyjny utwór otwierający grę), Phantasia miała „Yume Wa Owaranai), Xillia 2 miała „Song 4 u” i można tak wymieniać w nieskończoność, gdyż każdy kolejny Tales otrzymywał porządny utwór wprowadzający. Nawet kiedy któraś odsłona Talesów była słabsza, to motyw przewodni dostawała na najwyższym poziomie (vide Graces i „White Wishes”). Nie inaczej jest w Tales of Vesperia, gdzie Bonnie Pink wyśpiewuje nam „Kane wo Narashite”, które doczekało się też anglojęzycznej wersji, „Ring a Bell”, wykonywanej przez tę samą wokalistkę. W kwestii openingu, ciężko mi wybrać ulubiony, uwielbiam wszystkie i tutaj nie wystawiałbym Vesperiowego przed szereg, więc powiem tylko, trzyma poziom! Posłuchajcie zresztą sami:
Na zakończenie dodam jeszcze, że Tales of Vesperia: Definitive Edition w wersji Premium otrzymała w Europie pełen czteropłytowy OST z gry i choćby dla niego, warto się nad tą edycją gry zastanowić. Jeśli jednak nie jesteście skłonni wydawać kroci na edycje limitowane, zawsze można importować z Japonii same krążki z muzyką, lecz musicie wtedy liczyć się z wydatkiem 30 dolarów plus oczywisty haracz w postaci cła i podatku VAT. Z doświadczenia na własnej skórze wiem, że taka przyjemność przy cenie 30USD, zakończy się wydatkiem ok. 50 dolarów, po uiszczeniu wszelkich opłat. Zważając na stosunkowo niską cenę edycji Premium w Europie, zdecydowanie bardziej opłaca się zakup soundtracku w pakiecie z grą. Teraz czas na gorętszą część tej recenzji, związaną z pewną kontrowersyjną decyzją, jaką podjęło Namco podczas produkcji Definitive Edition.
“They’re out there, you know. People so bad they’ll just go on hurting others. What can the average person do but be victimized by people like that?” – Yuri Lowell
Jak tylko Namco Bandai ogłosiło, że w dodatkowych scenach (które były do tej pory na wyłączność konsoli Playstation 3 i japońskiej klienteli) nie wystąpi Troy Baker, który podkładał głos Yuriemu, a zupełnie inny aktor, Internet wybuchł bluzgami, niczym szambo u dziadka w Domosławicach. Przecież to się nie da grać! Jak dwóch aktorów może podkładać głos jednej osobie, to jest profanacja sztuki i w ogóle! Tak poza tym, to nie kupię gry, bo Troya nie ma! I tak dalej, i tak dalej… sytuacji nie poprawił sam Troy, który za pośrednictwem Twittera podgrzał sytuację, informując, że Namco nawet nie podjęło z nim rozmów o potencjalnej współpracy przy nagrywaniu nowych scen w grze. Internet, jak to Internet… fala nienawiści, niczym tsunami, przetoczyła się przez media społecznościowe wszelkiej maści, gdzie Namco nawet nie zdążyło zaprezentować nowego aktora w akcji. Jakże wielkie musiało być rozczarowanie tych wszystkich inkwizytorów, kiedy po premierze okazało się, że Grant George zastępując Bakera, sprawdził się wyśmienicie i tak naprawdę, ciężko jest rozróżnić, kto podkłada głos Yuriemu w danym momencie, nie patrząc na sceny (oczywistym jest, że sceny, w których występuje Patty, są podkładane przez Granta). Bardzo jasno pokazał to JayRPG w swoim video pt. „Tales of Vesperia Definitive Edition: Yuri's Voice Actor Mismatch (w/ Samples) | is it a problem?”. Jeśli ktoś uważa, że podłożenie głosu postaci, która ma już określony ton i barwę głosu, to taka prosta sprawa – gratuluję krótkowzroczności. Naturalnie, nie pochwalam takiej decyzji Namco Bandai, choć w pełni ją rozumiem, Troy Baker w 2007/8 roku był po prostu jednym z wielu VA. Dziś jest gwiazdą, a co za tym idzie, jego żądania finansowe są na zupełnie innym poziomie niż wcześniej. Byłbym zły, naturalnie - ale tylko w wypadku, gdyby głos Granta mocno się wybijał ponad resztę dialogów, lecz TAK PO PROSTU NIE JEST. Jestem pod wielkim wrażeniem umiejętności nowego aktora, gdyż w 95% nie zauważyłem różnicy, a większość gry przeszedłem trzykrotnie (testy portu na trzech osobnych platformach). Chylę czoła przed tym panem, a tym, którzy tak namiętnie mieszają z błotem – czy to aktora, czy Namco Bandai, polecam obejrzenie gameplayu wersji Definitive. Naturalnie, nie samym Troyem Vesperia żyje, więc czas teraz powiedzieć trochę o reszcie. Megan Hollingshead, podkładająca głos Judith, oraz Joe J. Thomas, odpowiedzialny za głos Ravena, to absolutne mistrzostwo. Od razu mówię – w Talesach wolę japońskich aktorów ze względu na coroczne eventy, gdzie Ci występują odgrywając role bohaterów na żywo i po prostu przywykłem do konkretnych głosów wśród bohaterów Talesów. Jednak ta wyżej wymieniona dwójka, oraz Sandy Fox, odpowiedzialna za Patty Fleur, trafiła idealnie pod każdym względem; jakościowo przebijają swoich japońskich kolegów (i koleżanki). Głos Ravena idealnie pasuje do podstarzałego erotomana-gawędziarza, głos Judith również odzwierciedla jej tajemniczą naturę i dojrzałość, którą prezentuje w grze, no a Patty, to zupełnie nowy poziom odgrywania roli małej dziewczynki w japońskim rpgu. Nawet grając już po raz kolejny z japońskim dubbingiem często przełączam na angielski, właśnie ze względu na to, by posłuchać jeszcze raz pociesznego głosiku tej małej, wdzięcznej istotki. Tym samym, ukazuje się Wam kolejna, ważna informacja – Tales of Vesperia posiada dual audio, które możemy przełączać nie wychodząc do Steama i pulpitu; robimy to w pierwszym menu gry i przełączać możemy do woli, co chyba już stało się u Namco Bandai tradycją, jeśli chodzi o serię Tales of… brawa za tę decyzję. Jeszcze taka mała ciekawostka odróżniająca Vesperię, od Berserii, czy Zestirii. Tutaj, w zależności od wybranego języka, usłyszymy adekwatny do niego opening: w dubbingu angielskim usłyszymy „Ring a Bell”, a kiedy przełączymy na japoński, gra automatycznie załaduje nam japońską piosenkę „Kane wo Narashite”. Koniec z problemami licencyjnymi, koniec z obchodzeniem tego problemu i samodzielnym wtłaczaniem oryginalnych openingów, co miało miejsce wcześniej (w wersji PC naturalnie, konsole były pozostawione na lodzie). Teraz wszystko jest tak, jak powinno być; brawo i niech od tej pory stanie się to tradycją. Podsumowując, voice acting w Vesperii otrzymuje ode mnie najwyższą możliwą notę – nie było Talesa przed, ani po tej grze, który dorównywałby jakością, jeżeli wziąć pod uwagę angielską wersję językową (japońskie trzymają niezmiennie wysoki poziom). Mała łyżka dziegciu na koniec – jest kilka zdań u Patty, które zostały „upiększone” w wersji angielskiej. Nie, żebym się czepiał, bo niektóre Talesy są naprawdę źle przetłumaczone, a Vesperia wypada w tym aspekcie naprawdę przyzwoicie, to jednak uważam, że niepotrzebnie na siłę są wtłaczane żartobliwe sformułowania u tej postaci. Nie ma tragedii, aczkolwiek wołałbym, by tłumacze nie zapuszczali się zbyt daleko w „dodawaniu od siebie”.
“You don’t do deeds like that so other people will notice. You do them so you can protect your town and your friends” – Don Whitehorse
Zanim przejdę do mięska, czyli systemu walk i rozwoju umiejętności, najpierw opowiem trochę o systemie samej gry, co z czym się je tak ogólnikowo.
Jeżeli sięgacie po Talesy po raz pierwszy, to muszę Wam przedłożyć informacje dotyczące tzw. skitów. Na obrazku powyżej, jego dolna część przedstawia fragment jednego z nich. Czym są skity, gdzie, jak i z kim? Skity, są to scenki rodzajowe, które gracz może (aczkolwiek nie musi) aktywować w momencie, kiedy na ekranie pojawia się informacja, że takowy jest dostępny. Pojawić się mogą one dosłownie wszędzie – na mapie świata, w dungeonach, w miastach, gospodach, więzieniach, izbach wytrzeźwień – macie pogląd, po prostu wszędzie. Dany skit dostępny jest tylko w określonym momencie gry, więc warto je aktywować zaraz po zauważeniu. Czym one są? To konwersacje pomiędzy bohaterami, które przybliżają nam każdego z nich, czasami ukazują jakieś poboczne historie z nimi związane. Część z nich jest ważna w kontekście fabularnym, a część ma gracza po prostu rozbawić, gdyż wiele z nich ma zabarwienie humorystyczne. By uzmysłowić Wam, jak wiele jest tych krótkich scenek, na przykładzie Tales of Vesperia powiem, że łączny czas wszystkich skitów w grze, to ok. 6 godzin. Sporo gadania, sporo informacji, nieprawdaż? Wiecie już, że skity mają bawić, mają też poniekąd przybliżać fabułę. Lecz ich głównym zadaniem, jest rozwój emocjonalny i zwrócenie uwagi gracza na bohaterów, z którymi wędruje; gdyby nie ten element, głębia postaci w Talesach mocno by się spłyciła. Tak więc grzecznie oglądajcie wszystkie, które się Wam napatoczą. Poza skitami, seria Tales of… słynie też z fanserwisu. Nie, NIE TEGO fanserwisu. Każdy Tales posiada jakieś odniesienia, często żartobliwe, względem innych, starszych odsłon serii. Na zdjęciu powyżej, macie przykład z listą wojowników, którzy brali udział w walkach w koloseum. Szybki przegląd imion/opisów i fanowi serii buzia się uśmiecha od ucha do ucha. Ten fanserwis, to nie tylko krótkie informacje znajdowane w różnych zakątkach świata; Talesy słyną też z walk cameo. Walki te, to nic innego, jak opcjonalna zabawa z dodatkowymi bossami w grze, gdzie naszymi oponentami są bohaterowie innych gier serii Tales of…dla przykładu, w Vesperii możemy zmierzyć się z Barbatosem (Tales of Destiny 2), Kratosem (Tales of Symphonia), Shizel (Tales of Eternia) oraz Dhaosem (Tales of Phantasia), w Tales of Zestiria mamy tylko dwie walki cameo, z Sophie (Tales of Graces f), jest jeszcze Jade Curtiss (Tales of the Abyss). Tales of Berseria, daje nam możliwość zmierzenia się z Millą Maxwell oraz Jude’m Mathis’em (obie postacie z Tales of Xillia 1&2). Tak więc widać, że jest to swego rodzaju tradycja, którą Namco podtrzymuje od długiego już czasu i jest to też ukłon w stronę wiernych fanów.
O czym jeszcze należy pamiętać, grając w Vesperię, a jest to element wspólny całej serii? No oczywiście, że o GOTOWANIU. Przemierzając świat gry, możemy napotkać w różnych miejscach na dziwne elementy, nie pasujące z reguły do reszty otoczenia. Wystarczy podejść, by zdemaskować tajnego agenta, naczelnego kucharza serii, który w nagrodę za jego wykrycie poczęstuje nas jakimś ciekawym przepisem kucharskim, oraz garścią ingrediencji potrzebnych do jego wypróbowania. Gotowanie bardzo się w Talesach opłaca, gdyż nie tylko zapełnia brzuchy drużynie, ale przy okazji daje immunitet na różne statusy, odnawia punkty HP, oraz przede wszystkim punkty TP, które są na wagę złota. Każda z postaci lubi gotować co innego, więc warto zwrócić uwagę na to, co kto lubi. W sklepach zaopatrzycie się w większą ilość składników niezbędnych do pichcenia, więc nie powinniście mieć większych problemów w tej materii. Dodam jeszcze, że po zjedzeniu potrawy, bohaterowie MUSZĄ wziąć udział w walce, by gracz ponownie mógł coś ugotować. Nie ma tutaj futrowania bez końca.
Od gotowania, do rozwoju postaci. Graliście kiedyś w Final Fantasy IX? Peeewnie, że graliście, jaki fan FF nie grał. Jeżeli więc graliście, to system rozwoju umiejętności złapiecie tutaj w trymiga. Mianowicie wszelkie zdolności w grze bohaterowie wyuczają poprzez noszenie ekwipunku. Na zdjęciu poniżej Wam to zademonstruję. Pierwsza część obrazka przedstawia opis broni, którą dopiero co uzyskałem i założyłem Ricie. Poza żartobliwym opisem tej broni, można przy okazji sprawdzić jak zmienia ona statystyki, ale nie to jest ważne. Ważne jest to co widać na obrazku, a mianowicie dwie umiejętności „Overheat” i „Strength 2” z pustymi paskami. Te paski powoli się zapełniają podczas walk, jeśli postać (w tym przypadku Rita), ma tę broń założoną. To samo tyczy się broni dodatkowych oraz tarcz (niestety, zbroje nie posiadają tego typu rozwiązań, więc po prostu znajdując/kupując nową, zakładamy, o ile tylko ma lepsze atrybuty). W przypadku broni, czekamy aż pasek z daną umiejętnością wypełni się do końca (otrzymamy informację po walce) i dopiero WTEDY zdejmujemy daną broń i wyposażamy kompanów w nowe.
Dolna część zdjęcia przedstawia tabelkę z umiejętnościami, które dana postać (w tym wypadku Patty) ma już wyuczone i dostępne do założenia. Widać też trzy umiejętności z paskami i dopiskiem „WEAPON”, oznacza to ni mniej, ni więcej, iż dane umiejętności jeszcze nie są wyuczone i są one przypisane do broni, którą Patty ma aktualnie wyekwipowaną. Jak widać na obrazku, niektóre umiejętności są naprawdę bardzo przydatne (chociażby ta uwidoczniona, która zmniejsza zużycie punktów TP w trakcie walk, jeśli Yuri towarzyszy Patty na polu walki). W kwestii samych technik, które pozyskujemy, to możemy je w dowolnej chwili w pokazanym przeze mnie menu aktywować i deaktywować. Jeśli zaś chodzi o maksymalną ilość aktywnych umiejętności, to ograniczają nas jedynie punkty SP (Skill Points), których pasek również jest widoczny na zdjęciu. Taka mała dygresja na koniec – to właśnie tutaj znajdziecie umiejętności potrzebne do wykonania 100+hit combo, wielu ludzi zastanawia się, jak to zrobić, by przeciwnik nie zginął wcześniej. Wystarczy wyuczyć któregokolwiek z kompanów techniki „Minimum Damage” i zaznaczyć ją jako aktywną, ustawić drużynę w odpowiedni tryb i już możemy cieszyć się długimi kombosami, podczas których nasza postać z każdym ciosem będzie zadawała 1 punkt obrażeń. To taki bonus ode mnie, fani serii na pewno o tym wiedzą, ale niewtajemniczeni niekoniecznie…Teraz zaś nadszedł ten czas, kiedy mięso jest na patelni (za sprawą Patty i jej ciosów, wręcz dosłownie). Przechodzimy do systemu waaaaaaalk!
Blah Blah Blah, TIDAL WAVE! – Rita Mordio
Vesperio, oh Vesperio jak bardzo ja sobie cenię ten starszy, aktywny system walk, który posiadasz, ten tylko się dowie, kto mnie pozna. Zdecydowanie NAJLEPSZY SYSTEM sprzed epoki Xillii, a dla niektórych (w tym i mnie) najlepszy w ogóle. Zacznijmy może od powyższego obrazka: jego pierwsza część, to tabelka, w której ustawiamy zachowanie AI naszej drużyny i jest to dość standardowa lista opcji, widniejąca w Talesach. Można tam ustawiać takie rzeczy, jak poziom agresji naszych towarzyszy, sposób wykorzystania punktów TP, Overlimitów, można zablokować używanie przedmiotów, gdyż domyślnie nasza kompania będzie dozowała sobie żelki wedle własnego widzimisię. Rozgrywkę można ustawić pod indywidualne preferencje w kilku trybach, którymi można żonglować w trakcie walk. Druga część zdjęcia przedstawia ekran walki, gdzie aktualnie widzimy Yuriego, który wykonuje jeden ze swoich artów, a w tle Patty zajmuje się innym przeciwnikiem. Widać tam kilka wskaźników, zacząć należy od tego długiego, z cyfrą 3. Jest to wskaźnik OL (Overlimit), który możemy aktywować, wciskając klawisz kierunkowy na d-padzie i który pozwala nam przede wszystkim na skracanie czasu wykonywania naszych ataków – cooldown zostaje zredukowany do zera, a my nawalamy ile wlezie, dopóki zielony pasek informujący o aktywowaniu trybu OL (tutaj niewidoczny, gdyż nie jesteśmy w trybie overlimit) spadnie do zera. Jest to jeden z podstawowych elementów układania superkombosów w grze. Wskaźnika HP chyba nie muszę tłumaczyć żadnemu fanowi RPG, natomiast wskaźnik TP odpowiada za ilość punktów, które wykorzystujemy na tzw. Artes (ataki specjalne). Te zaś, dzielą się na arty podstawowe (Base Artes), Arcane Artes, oraz Altered Artes (arty zmodyfikowane, po uprzednim aktywowaniu odpowiedniej zdolności w tabelce, o której wspominałem w poprzednim rozdziale). Jakby tego było mało, mamy jeszcze do tego tzw. Fatal Strikes, które można aktywować w zależności od koloru sfery pojawiającej się na ekranie (niebieska/czerwona/zielona). Burst Artes, to potężne ataki, które wykonamy tylko wtedy, kiedy aktywujemy overlimit, oraz – na koniec zostawiłem sobie wiśnię na torcie, czyli tzw. Mystic Artes (Hi Ougi), które niezaznajomionym z serią, pokrótce można opisać jako limit breaki z Final Fantasy. Potężne i efektowne ataki, podczas których siorbiemy herbatkę, podziwiając to, co dzieje się na ekranie.
Poza atakami i artami mamy oczywiście zaklęcia, mamy również możliwość używania przedmiotów leczących w trakcie walk. Możemy też w locie zmieniać tryb z całkowitego manuala, na półautomatyczny i pełne auto, gdzie nasza drużyna jest sterowana przez komputer, a my tylko siedzimy i czekamy, aż walka się skończy (nie polecam). Jeśli chodzi o zróżnicowanie grupy pod kątem walk, każda z postaci ma swój unikalny styl i nie ma tutaj sytuacji, że ktoś jest niezbędny w aktywnej ekipie. Grajcie po prostu takimi postaciami, jakie polubicie najbardziej. Wyjątek stanowi tu Rita, która jest tzw. debeściarą. W pewnych kręgach oznacza to po prostu, że jest OP/broken, jakkolwiek to nazwać – Rita wymiata i już. Jej słynne „Blah blah blah, Tidal Wave!” obrosło już w memową legendę lata temu, a jeśli nie mieliście przyjemności się z nią zapoznać, to na pewno będziecie zszokowani potencjałem tej dziewczyny. Jeżeli będziecie mieli problem z wykonaniem 150hit combo, sterując Ritą zrobicie spokojnie nie 150, a 1500hit combo bez większego wysiłku, tak, że Repede nie zdąży nawet zaszczekać. Co jeszcze? Standardowe elementy dla serii, czyli żelki odnawiające HP/TP, buteleczki uzdrawiające i tak dalej… początek walki możemy zacząć z przewagą, wystarczy strzelić w przeciwnika zanim się do niego zbliżymy. Nie zawsze to zadziała, więc patrzcie, czy przeciwnik ma gwiazdki dookoła głowy, wtedy można śmiało walić. Przeciwnik również może nas zaatakować z przewagą, standardowo, biorąc nas z zaskoczenia (by nie napisać brzydko „od tyłu”).
Większość chyba już opisałem w tej materii, nadmienię jeszcze, iż dla wielu świeżo upieczonych fanów Talesów (wychowanych na Zestirii/Berserii), Vesperia może okazać się wyzwaniem, gdyż poziom trudności jest tu jeszcze normalny, gdyż od momentu premiery Tales of Xillia drastycznie go obniżono. Nie jest oczywiście tak, że mamy jeden do wyboru – ale mam tu na myśli faktyczną trudność np. poziomu „normal” w Vesperii, która w takiej Berserii będzie odpowiadała poziomowi „hard”. Jest to nieco mylące i niektórzy mogą mieć z tym problem – dla tych stworzony został tryb „easy”, który i tak jest moim zdaniem bardziej wymagający niż poziom trudności we współczesnym Final Fantasy. Poziom łatwy ma jednak pewną zasadniczą wadę – nie otrzymujemy w nim po walkach Grade Points, które są potrzebne do odblokowywania różnych dobroci w Grade Shopie po ukończeniu gry. Tak więc polecam start z poziomu trudności „normal”, to naprawdę nie jest takie trudne, a walki z bossami zmuszają do główkowania – o to przecież w grach chodzi, nieprawdaż? Dobra, rozpisałem się o tych walkach, jakby nic innego do roboty nie było…a przecież jakość portu lotniczego trzeba opisać! Do roboty zatem!
“If you don’t know the value of junk, you’re worth less than junk yourself.” – Yuri Lowell
Grę testowałem intensywnie w trzech konfiguracjach sprzętowych (niedawno zbudowałem do testów minikomputer z APU AMD): Mój główny komputer, to platforma X99, i7 5960x, 32GB DDR4, GTX980ti i dysk m.2 na którym jest zainstalowana Vesperia. Stwierdziłem, że taka konfiguracja do testów zbytnio się nie nadaje, gdyż większość graczy posiada dużo niższe specyfikacje, stąd też dodatkowe testy na dwóch komputerach o słabszych parametrach. Jak się pewnie domyślacie, na PC wymienionym wyżej, wszystko na maksa, w rozdzielczości 3440:1440, z włączonym G-Sync w monitorze, dało mi stabilne 100FPS, przy czym procesor w tym czasie spał, a karta graficzna otwierała zaspane oczy, wybudzając się z drzemki. Użycie GPU nie przekroczyło 50%, a temperatury oscylowały w granicach 30C. Występował tylko jeden problem, o którym napiszę na końcu, gdyż tyczył się on wszystkich konfiguracji w tych testach. Grało się przyjemnie, w ciszy i bez żadnych spadków FPS. Miałem jedno wykrzaczenie do pulpitu po zainstalowaniu TVFix w wersji 0.3.0.
Drugi komputer, tutaj już tylko połowa pamięci RAM względem głównego i nie DDR4, a DDR3. Do tego o niebo słabsza karta graficzna AMD oparta na wiekowej już architekturze z zaledwie 2GB pamięci VRAM. Z G-sync oczywiście skorzystać nie mogłem, więc włączyłem V-sync. Rozdzielczości nie zmieniałem, pozostało 3440:1440. Wynik? Nadal 100FPS. Jednak o ciszy już mowy być nie mogło, temperatura karty oscylowała tutaj w granicach 58C, ale nie jest to w żadnym wypadku jakakolwiek granica dla tego sprzętu. Nie zauważyłem różnicy pomiędzy dyskiem m.2, a ssd, który w tym wypadku był zainstalowany – czasy loadingów były na porównywalnie krótkim poziomie. Gra ani razu się nie wysypała, wszystko w jak najlepszym porządku.
Trzeci komputer, „Batat”, to moje najnowsze dziecko – jest to PC bez dedykowanej karty graficznej, oparty na APU AMD – Ryzen 5 2400G, do tego 16GB ramu, z których to oddelegowałem 2GB jako pamięć dla zintegrowanej grafiki, więc w praktyce jest 14GB. Gra zainstalowana na dysku SSD, nadmienię też, iż cooler AMD dodawany do tego APU od razu schowałem i zamontowałem chłodzenie znacznie wydajniejsze – Noctua NH-D15 z przystawką dla gniazda AM4, które miałem w szafie z dawniejszego projektu. Dzięki temu zabiegowi mogłem ustawić wolne obroty i cieszyć się znośnymi temperaturami. Naturalnie, można bezproblemowo używać chłodzenia, które dostarcza AMD w zestawie, ja po prostu mając tych gratów niezłą kupę, skorzystałem z lepszego rozwiązania, mając je pod ręką. Zapytacie – a jak z wydajnością takiego zestawu bez karty graficznej? Tu Was zadziwię. Tales of Vesperia działa bezproblemowo w tej konfiguracji. Rozdzielczość ustawiłem na 1920:1080 (1080p), filtrowanie anizotropowe x4, włączony V-Sync i framerate nie spadał poniżej 60 klatek. Sam nie dowierzałem własnym oczom, ale gra działała płynnie i stabilnie przez cały okres testów, bez żadnych nieprzyjemnych sytuacji. Wnioski? Dwa. Pierwszy, że na APU AMD da się grać i nie trzeba kupować drogich ostatnimi czasy kart graficznych, by mieć platformę PC do grania za niewielkie pieniądze. Drugi wniosek, to wymagania podane przez Namco Bandai na Steamie – wzięte z kosmosu, są one po prostu strasznie przeszacowane.
Teraz o problemie, który pojawiał się bez względu na platformę testową. Irytujący microstuttering. Czym się objawiał? Niezależnie od lokacji, gdzie wszystko działało płynnie, jak woda w Wiśle na wysokości Krakowa, nagle objawiał się spadek i przycięcie, co najlepiej można było zauważyć, poruszając się po miastach/osadach. Nie było to wielkim problemem, czymś, co by mnie odrywało od grania, ale delikatnie irytowało. Czas trwania, to dosłownie ułamek sekundy, prawie niewidoczny, jednak wyczuwalny. Całe szczęście, walki były wolne od tego problemu, zjawisko objawiało się wyłącznie podczas eksploracji. Na ratunek przybył nie kto inny, jak znany steamowy modder, Kaldaien, który bardzo szybko tę dolegliwość wyeliminował, dostosowując swoje narzędzie do gry. TVFix 0.4.2 jest dostępne w grupie Steam, pod tym adresem:
https://steamcommunity.com/groups/SpecialK_Mods/discussions/18/1744483505466992619/
Kal poza eliminowaniem problemów, rozszerza też opcje graficzne dostępne dla graczy, więc tym bardziej, warto się zainteresować. Sam, z powodzeniem korzystałem z jego narzędzi podczas grania we wszystkie poprzednie Talesy na Steamie: Zestirię, Symphonię oraz Berserię. Niestety, na dzień dzisiejszy nie została jeszcze zaimplementowana opcja dla monitorów ultra wide. W teorii, ktoś udostępnił ten tryb, jednak mimo poprawnego działania w trakcie cut-scenek oraz eksploracji, wariował on kompletnie podczas odtwarzania skitów, które traciły proporcje, tak więc odradzam korzystanie z tego rozwiązania. Warto poczekać na update TVFix, gdyż znając życie, prędzej czy później, poprawnie działająca opcja 21:9 tam zawita.
Należałoby też wspomnieć o natywnym wsparciu dla padów Dualshock 4, co jest bardzo rzadko spotykanym rozwiązaniem na PC; zdecydowana większość gier korzysta ze wspomagania kontrolerów, które jest wbudowane w API Steam, ma ono za zadanie emulację i dzięki temu wyświetlanie ikon odpowiednich do danego pada (działa nawet z kontrolerem Nintendo Switch!). Stąd też początkowe niezrozumienie użytkowników (w tym i mnie), którzy mieli wsparcie włączone domyślnie – po uruchomieniu Vesperii layout Sony nie był dostępny, gdyż zarówno gra zgłupiała, jak i sam Steam. Należy najpierw wyłączyć wsparcie Steam dla Dualshocka 4 w opcjach „kontroler” i dopiero wtedy uruchomić grę, która z automatu załaduje nam odpowiednie ustawienia. Trzeba też dodać, że wszystkie przyciski, zarówno w wersji xbox/ps4, jak i klawiatura + mysz - są w pełni konfigurowalne.
Czego chcieć więcej? Ano podsumowania!
„Ah, so this is the end, huh? Farewell, all my dear fans the world over” - Raven
Podsumowanie podzielę na dwie części: samą grę, oraz port.
Tales of Vesperia: Definitive Edition jako gra – cóż mogę powiedzieć, jako wieloletni fan serii, dla którego ta odsłona jest tą najlepszą? No po prostu fenomenalny Tales, z paczką bohaterów, którzy niekoniecznie są kalką schematów z japońskich RPG. Ok, częściowo może i tak, ale Yuri Lowell, to postać tak sprzeczna, tak nietypowa, że wybija się na sam top w serii, jak znicz olimpijski. Historia wciąga jak bagna w Puszczy Białowieskiej, mimo, iż nie jest nakreślona na taką skalę, jak np. Xenoblade 2, to jednak ma swoje momenty i nie nudzi. Muzyka – ikona serii, więc możecie brać w ciemno. Na dodatek, dostajemy wszystkie stroje wraz z dodatkami całkowicie gratis, tak samo ma się sprawa z paczkami przedmiotów/dodatkami podnoszącymi poziomy postaci itp. to wszystko otrzymujecie w wersji Definitive już na starcie. Dodać należy do tego bardzo udany port pc, relatywnie tanią wersję kolekcjonerską, gdzie szczęśliwcy z Europy otrzymują pełen soundtrack z gry (Amerykanie go nie dostali)… czy warto inwestować w wersję na blaszaki? Uważam, że tak. Cena niższa, wymagania takie, że przed oczami mam od razu placki ziemniaczane – nie ma się do czego przyczepić. A może jednak jest? No dobra, dajcie mi tryb ultra wide oraz karty do wyrabiania odznak Steam! Jeżeli lubicie serię Tales of… a w Vesperię nie graliście, to nie ma się co zastanawiać, jeśli jesteście fanami jrpgów z aktywnym systemem walk - tym bardziej.
Plusy:
+ port pc o niskich wymaganiach sprzętowych
+ fabuła i główny bohater
+ system walk i poziom trudności
+ bajkowy styl graficzny
+ muzyka (Sakuraba i Tamura wymiatają)
+ voice acting najlepszy w całej serii
+ otwarty świat gry
+ gra zawiera wszystkie dodatki, jakie wyszły
Minusy:
- uboga ilość opcji graficznych
- mapa świata zdążyła się trochę zestarzeć
- na obecną chwilę (24.01.19), brak wsparcia dla Steam Trading Cards