Final Fantasy XIII: Postludium
- Noel Kreiss
-
Autor
- Wylogowany
- MOG
-
- Ludzie są źli, kupo!
Jednak moja droga nie była łatwa od samego początku. Mrok złapałmnie w swoje objęcia zanim ktokolwiek zauważył to. Obudziłam się w innym świecie. W świecie, gdzie było wielkie miasto zniszczone przez wojnę i pokryte niestającym mrokiem. Mrokiem, które światło wydawało się bać. Jednak światło tam było, na szczycie kryształowej wieży. Poszłam w stronę światła i im byłam bliżej, tym bardziej moje serce rosło w siłę. Na szczycie był wielki tron.
Nagle, kobieta pokryta ciemnymi barwami ukazała się.
- Witaj moje dziecię. Cieszę się z Twojego bezpiecznego przybycia.
- Kim jesteś? Czego ode mnie chcesz? - byłam wściekła, bardzo wściekła, lecz kobieta wciąż mówiła.
- Jestem Etro, bogini śmierci.
- Bogini? Mam dość widzi-mi-się bożków – odparłam, ale 'bogini' uśmiechała się. Zdawała się nic nie rozumieć.
- Wołałam Cię – kobieta machnęła ręką w powitalnym tonie i pokazała mi wizję mrocznej mgły konsumującą mnie. To nie był dla mnie łatwy moment, ale nie mogłam pozwolić by zobaczyła me słabości.
- Powiedz mi czego ode chcesz albo odeślij mnie.
- Chcesz pomóc swym przyjaciółkom, tak? Oerbie Dii Vanille i Oerbie Yun Fang? - kiedy kobieta wymieniła te dwa imiona coś się ze mną stało. Nie wiem dokładnie co, ale myślę, że to był moment kiedy zaczęłam jej ufać.
- Możesz mi pomóc? Ale jak bogini śmierci może pomóc tym, którzy są w kryształowym śnie, który i tak jest uważany za śmierć?
- Jedna rzecz w czasie, Claire – zadrżąłam, kiedy usłyszałam moje prawdziwe imię. „Więc naprawdę jest boginią”, pomyślałam.
- Proszę, mój podarunek dla Ciebie, Claire - powiedziała, a ja zaczęłam unosić się w powietrzu.
Mój mundur Warty Obywatelskiej (ang. Guardian Corps) zamienił się w adamatytową zbroję i spódnicę zrobioną z białych piór, kóra uformowała się wokół mojej talii. Mój gunblade zamienił się w miecz przypominający starożytne ostrze, takie jak w bajkach, i dostałam tarczę z emblematem różowej róży.
- Dzię...kuję? - odpowiedziałam.
- To żaden problem.
- Więc... Czego ode mnie oczukujesz, Etro?
- Czy znasz legendę o tym jak Cocoon i Gran Pulse zrodziły się?
- Byłam nauczona, że Lindzei dała narodziny Cocoon i jej fal'Cie. O Twórcy dowiedziałam się całkiem niedawno, więc nie wiele wiem Etro.
- Była kiedyć bogini, której imię było Mwynn, a która stworzyła dwie płaszczyzny egzystencji: Świat Widzialny, z którego jesteś Ty, Claire, oraż Świat Niewidzialny, w którym jesteśmy teraz. Dała narodziny swojemu jedynemu synowi, Bhunivelze'owi. Bhunivelze w pragnieniu władzy nad Światem Widzialnym, zabił swoją matkę, która wstąpiła do Świata Niewidzialnego. Jego zepsuty umysł stworzył myśl, zgodnie z którą świat został przeklęty i chciał wejść do tej krainy, by zakończyć egzystencję Mwynn. Do tego celu, stworzył Pulse'a, znanego jako Twórcę, którego Celem było znalezienie Bramy Dusz. Wtedy Bhunivelze stworzył mnie, ale ze względu na swoje chore myśli, nie dał mi żadnych mocy – łza padła z błękitnego oka Etro. - Jednakże, w zastępstwo za mnie, stworzył Lindzei, 'Twórczynię' Cocoon. Wtedy połączyłam się z Mwynn w Świecie Niewidzialnym. Jako, że dwie boginie nie mogły współistnieć w tej rzeczywistości, Mwynn odeszła z tego Świata pozostawiając mnie z zadaniem chronienia świata. W późniejszym czasie, Bhunivelze zapadł w długi kryształowy senpozostawiając Pulse jako jego strażnika, który obudziłby go w razie, gdyby Brama się otwarła.
- Czy czyny Bartandelusa spowodowały, że ten 'Pulse' zaczął wołać tamtego 'Bhunivelze'a'? - zapytałam się mając nadzieję, że moje wojny z bogami dobiegły końca.
- Tak, Claire. Wiele żyć zostało straconych i to spowodowało, że Pulse zaczął działać. Jednakże, Bhunivelze wciąż śni.
- Do~bra. Więc conależy zrobić?
- Znajdź Pulse'a i Linzdei. Są kluczem, którego użyjemy podczas uwalniania Vanille i Fang.
To był moment kiedy moje życie zaczęło się na nowo. Jako wojowniczka bogini śmierci przeznaczona tylko do walki.
- Ale... jak? - Serah zapytała się samej siebie. - Była tu tuż przed sekundą! - krzyknęła w dal.
- Przykro... mi - Snow wyszeptał. - Może udała się szukać czegoś, co mogłoby uratować Fang i Vanille.
- I zrobiłaby to sama? Opuściłaby mnie? - Serah nie mogła zaakceptować okrutnych słów z ust jej narzeczonego.
- Sero, ona nie opuściła Cię – to był Hope Estheim jak to przedstawił go Snow. - Tam na Cocoon, był moment kiedy myślałem, że mnie opuściła podczas mojej wędrówki z nią. Ale wspierała mnie duchowo. Nie była tylko pewna jak powinna się zachowywać.
- Ale to nie wyjaśnia jak znikła w mgnieniu oka!
- Hej, dziewczyno – to byłby Sazh Katzroy jak to Dajh, jego syn, powiedział jej – czasami ludzie robią rzeczy w najmniej spodziewanym momencie. Po prostu wierz, że zrobi to co powinna zrobić i powróci.
- Więc co powinnam teraz zrobić!? Siedzieć bezczynnie i nic nie robić!? - z ust Sery wypłynęły słowa życia i wiary. - Wybiorę się na poszukiwania i nie obchodzi mnie, czy ktoś mi pomoże czy nie! - Serah krzyczała na nich i zaczęła płakać.
- Nie martw się, Serah – Snow próbował pocieszyć narzeczoną. - Pomogę Ci jej szukać i wszystko powróci do stanu sprzed Czystki.
-Snow...
- Tak?
- Dziękuję Ci – Serah wyszeptała i zemdlała.
Z daleka zauważyli czterech ludzi: mężczyznę o ognistych włosach, niebieskich włosach, ze złotymi włosami i kobietę.
- Hej! Jesteście cali! - to był Maqui, blodyn.
- Nie całkiem, młody człowieku – powiedział Sazh.
- Na puszyste chocobo! - zdziwił się Yuj, niebieskowłosy mężczyzna. - Gdzie jest Lightning?
- Ona... zniknęła – powiedział Hope.
- Co masz na myśli, że zniknęła!? - to była kobieta, Lebreau. - Na pewno była z Wami, tak?
- Była, tak, ale się odwróciliśmy się i już jej nie było – Sazh wyjaśniał kobiecie, która była zła.
- Nie zamierzam szukać tej dziewczyny – to był Gadot, mężczyzna z ognistymi włosami, który byłrównież muskularny. - Chodzi własnymi ścieżkami jak kot, a ja z pewnością nie lubię kotów.
- Zgadzam się z panem! - powiedział Dajh. - Chocobo są bardziej zabawniejsze niż kotki.
Gadot westchnął, ale reszta grupy roześmiała się.
- Gadot! Przestań zachowywać się jak dzieciak! Lightning jest jedyną rodziną Sery! - Snow wskazał na swoją narzeczoną, która leżała w jego ramionach i ciężko oddychała.
- To jej problem. Z reguły nie uganiam się za panienkami. Ha! Nigdy nie uganiam się za panienkami!
- Snow, pójdę z Tobą! - Hope zgłosił się.
- Hope, musisz wciąż zaliczyć parę klas, prawda? Tak poza tym, co z Twoim ojcem?
- Zrozumie, wiem to – Hope był bardzo pewny siebie.
- Nie, nie pozwolę Ci, Tobie też, Sazh – Snow odwrócił się się w stronę ciemnoskórego mężczyzny z małym chłopcem na ramionach. - Masz własną rodzinę, chroń ją.
- Więc pozwól mi! - Yuj i Maqui powiedzieli to w tej smej chwili.
- Jesteście tylko dzieciakami. A dzieciaki powinny trzymać się z dala od kłopotów.
Lebreau otworzyła usta, ale Snow jej przerwał.
- Nie, Lebreau, będziesz opiekować się Serą zamiast mnie.
- Zostawiasz ją!? - Lebreau krzyknęła na niego.
- I będziesz zgrywał Bohatera? - dodał Gadot.
- To Snow, więc wszystko jasne! - Hope próbował załagodzić atmosferę konwersacji. - Bohaterowanie to on ma we krwi – i sztucznie się zaśmiał.
- Ale najpierw pomogę stworzyć nowy świat – Snow cicho powiedział.
- Zawsze musisz tak bohatersko się zachowywać, chłopcze? - zapytał Sazh Snow'a.
- Robię to dla Sery. To mój akt miłości.
Proszę o konstruktywne komentarze.
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- Noel Kreiss
-
Autor
- Wylogowany
- MOG
-
- Ludzie są źli, kupo!
W drodze ku światłości
W jednym z domów mieszkała grupa trzech mężczyzn i dwu kobiet, ale trudno to było nazwać pokojem, gdyż było to połączenie baru z domkiem letniskowym. W wygodnym łóżku z białym baldachimem i błękitną pościelą na pierwszym piętrze budynku budziła się różowowłosa dziewczyna ubrana w satynową piżamę. Pytającym wzrokiem popatrzyła w okno wychodzące wprost na plażę, o którą spokojnie biły fale. Długo jeszcze tak leżała zanim stwiedziła, że nie ma sensu dłużej gnić w domu, z którego nie wychodziła od kilkunastu dni. Podeszła do prostej szafy wykonanej z palmowego drewna i wyciągnęła kreację, której długo nie miała na sobie: króciutka czerwona spódniczka w kratkę, biały bezrękawnik, czarne leginsy, i jasnokawowe tenisówki. Ubrała ją i uczesałą swoje niezgrabne włosy, które następnie upięła w kucyk czarną gumką po lewej stronie głowy, tak jak to dawno robiła.
- Serah, wstawaj! - męski głos dobył się z parteru budynku. - Yuj i Maqui pożarli już ćwierć śniadania! Jak nie przyjdziesz w tej chwili to nic Ci nie zostanie!
- Już schodzę! - łagodny głos dziewczyny dobył sięz jej ust. Prawie zapomniała jak brzmi jej własny głos.
Po chwili znalazła się w kuchni, gdzie mocno opalony, postawny mężczyzna "szkolił" dwoje młodych ludzi.
- Macie po te dwadzieścia kilka lat, ale zachowujecie się jak szczeniaki! - ryknął.
- No ja nic nie poradzę, że uwielbiam jajecznicę na boczku, Gadot! - roześmiał się blondyn, który siedział po przeciwnej stronie stołu niż jego rozmówca.
- Jajecznica to nie wszystko.
- No weź wyluzuj, stary! Chyba nie będziesz tu edukował takich pryków jak my, co nie, Maqui? - niebieskowłosy mężczyzny siędzący obok Maqui'ego szturchnął go.
- W tym przypadku nawet dwudziestosześciogodzinna edukacja nie pomoże - westchnął ciężko Gadot.
- No w końcu przyszłaś! - nagle krzyknęła ciemnowłosa kobieta, która wyskoczyła ni stąd ni zowąd za plecami Yuj'a i Maqui'ego, powodując, że wzdrygnęli się i mało nie przewrócili się z krzeseł.
- Cześć, Lebreau! - Serah posłała serdeczny uśmiech w stronę kobiety.
- Serah, powiedz mu, żeby nas zostawił, dobra? - Maqui błagalnym tonem próbował przekonać Serę, by udobruchała Gadota.
- On ma rację: jeśli będziecie się tak zachowywać przez następne dwadzieścia lat, to Wasze dzieci będą okropnymi blobrańcami - powiedziała Serah pseudofilozoficznym tonem, po czym się roześmiała, co i zrobili wszyscy zgromadzeni.
- No chyba nie będziesz taka - Yuj powiedział to zdanie wymuszonym, błagalnym tonem.
- Jesteście beznadziejni, Ty, i Ty, Maqui - Lebreau była zmęczona dziecinadą tych dwóch. Chętnie by ich nawet utopiła w tym morzu, które rozpościerało się za oknem kuchni, ale stwierdziła, że nawet morze nie przyjmie tej 'ofiary'. - Powiniście sobie znaleźć jakieś dziewczyny; wtedy byście dorośli.
Serah pospiesznie zjadła śniadanie i wybiegła z kuchni ku zaskoczeniu zgromadzonych. Pognała w stronę przystani, na której usiadła. Zaczęła płakać. Po chwili przyszedł do niej czarny kot z dziwnymi fioletowymi plamami na łopatkach i zaczął się do niej łasić. Smutek niemal natychmiast zniknął z twarzy Sery. Nagle dziwny kot zerwał z szyi dziewczyny jej naszyjnik i pobiegł wraz z nim na północ od miasteczka. Zwierzę zgrabnie przeskoczyło przeszkodę oddzielającą tereny zabudowane od terenów "dzikich", jak to nazywano tereny, na których czaiły się potwory różnej maści.
- Wracaj tu, Ty nędzny parszywku! - ryknęła Serah w stronę kota, ale ten wciąż biegł przed siebie, skacząc z kamienia na kamień, gdyż pewne tereny były odcięte od świata wodą.
Po kilku chwilach Serah znalazła się na niewielkim płaskowyżu w znacznej części otoczonym przez wysokie, płaskie ściany z litej skały. Stała na zupełnie płaskim terenie; nawet nie było źdźbła trawy, żeby mucha się uchowała przed palącym słońcem, ale kota nie było. Nie tracąc nadziei, zaczęła intesywne przeszukiwania skalnych ściań szukając czy gdzieś nieznośny kot nie porzucił przypadkiem jej naszyjnika. Nagle pod sobą usłyszała jęk kota, a ściana przed nią obróciła się w proch i zauważyła złodziejaszka we wnętrzu jaskini, ponawiając tym samym pościg.
Jako, że jaskinia była ciemniejsza niż deszczowe niebo, a tunele wąskie i kręte jak jej własne loki w kucyku, Serah poruszała się bardzo ostrożnie, jako że stwierdziła, że jej martwej naszyjnik na niewiele się zda. Co jakiś czas kot wyskakiwał z zaułka ze zgubą albo miauczał tak długo, póki dziewczyna nie była zbyt blisko niego.
- Ty mały, niewychowany, rozpieszczony dzikusie! - Serah robiła pomiędzy każdym wyrazem krótkie pauzy.
Wtem kot usiadł pod jej nogami. Gdy dziewczyna schyliła się odebrać zwierzęciu jej własność, kot buchnął wydając z siebie niebieskokrystaliczne promienie, powodując, że Serah musiała zasłonić sobie oczy, ażeby nie oślepnąć przypadkiem. Gdy już miała naszyjnik w rękach wokół niej uformowała się jaskinia i kryształy różnych kształtów. Wszystko było w kolorze łososiowo-różowym. Na środku jaskini zabłysło blade światełko i kryształ w kształcie dwu czterobocznych ostrosłupów złączonych u podstawy w kolorze rówież łososiowo-różowym. Serah z wrodzonej babskiej ciekawości przybliżyła się do kryształu, który buchnął różowym światłem. Przed dziewczyną stał, a raczej unosił się dziwny stwór: miał puszysty, biały tułów, z któego wyrastały śmieszne krótkie kończyny oraz głowę większą od reszty ciała też w białym kolorze z wielkim nosem koloru łososiowo-różowego, skośnymi oczkami i nadętymi, lekko różowymi policzkami, małe uszka i długą antenkę z kryształem, z któego prawdopodobnie ów stworzenie się zrodziło, dodatkowo na plecach wyrastały mu fioletowe, nietoperze skrzydła.
- Kupokupo! - zawowało radośnie stworzenie.
"Co to jest?", pomyślała Serah i zaczęła powoli opuszczać jaskinię.
- Kupo? - stworzenie właśnie zauważyło wychodzącą dziewczynę.
- Co!? - nagle Serah krzyknęła, gdy przed nią z obłoczka pojawiło się stworzonko, które chciała zostawić. - Cz-czego chcesz? - dziewczyna była przerażona.
- Jestem Mog, kupo! - zawołało radośnie stworzenie.
- Ty mówisz!? - zdziwienie dziewczyny było tak wielkie, że aż się przewróciła.
- Tak-tak, kupo!
- Cz-czym jesteś?
- Mooglem, kupo! Jedynym w swoim rodzaju, kupo!
- MOOGLEM!? - zdziwienie Sery rosło z minuty na minutę. - Przecież one istnieją tylko w bajkach dla dzieci!
- Głupoty, kupo! - zacietrzewił się moogle.
- M-mów co chcesz ode mnie, albo ja wychodzę.
- Przysyła mnie Twoja siostra, kupo.
- Znasz Claire!?
- Nie znam żadnej 'Claire', kupo, ale 'Lightning' na pewno, kupo.
- Mów! Mów gdzie jest! - Serah krzyczała do Moga.
- Jest w Valhalli, broni bogini, kupo.
- Valhalla? Bogini? O co Ci chodzi?
- To w bajkach dla dzieci nie piszą o tym, kupo? - zakpił moogle. - Valhalla to kraina zmarłych równoległa do tego świata, kupo. Można by powiedzieć, że jest to to samo Cocoon co tu, tylko, że znajdujące się w Świecie Niewidzialnym, kupo. Bogini to władczyni śmierci, Etro, która włada tamtą krainą, kupo.
- Po co Lightning broni bogini śmierci akoro już nie żyje? - zapytała Serah.
- Bogini Etro nie jest martwa jak to widzą niosący Chaos, kupo. Ona żyje śmiercią, kupo - powiedział rzeczowym tonem Mog.
- To... straszne... - wyjąkała dziewczyna.
- Wcale nie, kupo. Jednak dla niosących Chaos wydaje się to takie okropne, kupo. Egzystencja bogini jest zagrożona przez jakiegoś mężczyznę, ale Lightning mi nic o nim nie wspomniała zbytnio, kupo.
- A czy ta bogini nie może sama siebie ochronić? - teraz to Serah sobie zakpiła.
- Nie-nie, kupo. Moc Bogini ogranicza się jedynie do przeprawiania dusz zmarłych do Świata Niewidzialnego, kupo.
- Jeżeli jest tak, to po co jej Lightning? Przecież ma całą paletę trupów!? - na twarzy dziewczyny malowała się złość.
- Te "trupy" to się nie nadają do walki, one już tylko wypoczywają, kupo. Bogini odłączyła jej egzystencję od Świata Widzialnego powodując jej 'śmierć', kupo.
- I Lightning broni tej widzi-mi-się bogini?
- Tak-tak, kupo! - moogle myślał, że Serah zaczyna rozumieć jego historię.
- Ładna bajka. Mogu - skwitowała dziewczyna.
- N-nie wierzysz mi, kupo? - Mog się rozpłakał. - MOOGLUSIOWI!?
- Dzięki, ale dzięki - i dziewczyna odeszła.
Jednak dobrze nie postawiła kroku, a otoczyły ją dziwne żuki emunujące błękitnym światłem.
- Walcz tym, kupo! - krzyknął Mog, który zawisł na Serą i w mgnieniu oka zamienił się w miecz. Miecz był dość klasycznym przykładem miecza, ale w trzonie był umiejscowiony kryształ.
- Nie zostałam stworzona do walki! - dziewczyna krzyknęła i zaczęła atakować potwory.
Serah nieporadnie machnęła mieczem kilka razy tylko prowokując stworzenia, jednak kiedy dobrze chwyciła za rękojeść obiema dłońmi zaczęła atakować ostro. Wykonała kilka pchnięć ostrzem, które powaliło większe stworzenie, ale było też kilka miniaturek, które wykonywały zgrabniejsze ruchy utrudniając Serze draśnięcie chociaż jednego z nich.
- Wyciągnij rękę w stronę przeciwnika i krzyknij Ruin, kupo! - usłyszała głos Moga.
Serah nieśmiało wyciągnęła prawą dłoń w stronę najbiższego żuczka i ryknęła Ruin. Z jej dłoni wystrzeliła niewielka biała kula w stronę przeciwnika emanująca bladym, srebrnym światłem.
- Ojej! - zdziwiła się.
Po rzuceniu kilku Ruin wszystkie potwory zostały pokonane, a miecz z powrotem zamienił się w Moga.
- Dz-dziękuję, Mog - wyjąkała Serah.
- Chociażby po to przysłała mnie Lightning, kupo! - ucieszył się Mog, śłyszać radość z ust dziewczyny.
- Czyli mam się do niej przyłączyć? - zapytała niepewnie.
- Lightning powiedziała, że sama nie da rady, kupo. Powiedziała też, że 'klucz' masz tylko Ty, kupo.
- 'Klucz'? O czym Ty mówisz? - w głosie zmartwionej Sery było słychać ciekawość.
- Nie wiem, kupo. Po tym jak powiedziła o tym 'kluczu' wepchnęła mnie w jakieś wrota i tak się tu znalazłem, kupo.
- Więc co teraz? - zmartwiła się Serah.
- Najpierw chodźmy do siebie, kupo. Tam coś wymyślimy, kupo. Wyprowadzę Cię z tej jaskini, tylko podążaj za mną, kupo. Pamiętaj, że może się zjawić więcej tych potworór, kupo - nie szczędził słów Mog.
- Dobrze, dziękuję Ci - Serah uśmiechnęła się.
- Kupopopopopopopopopo! - uradował się moogle i wyruszyli.
Gdy wyszli z jaskini, Seah zauważyła, że już jest wieczór. Stwierdziła, że Gadot i inni muszą się o nią martwić, co poskutkowało pytanie ze strony Moga kim oni są, na co ona odpowiedziała, że mu ich przedstawi.
Gdy tylko przeskoczyła barierkę oddzielającą miasteczko od dzikich terenów, Gadot już czekał przy bramie.
- Długo Cię nie było, księżniczko - zakpił sobie.
- Och, daj spokój! - żachnęła się Serah. - Gdzie reszta? - zapytała się.
- Seraaah! - od strony przystani biegło dwóch mężczyzn, a za nimi kobieta.
- Myśleliśmy, że Cię te piekielne maszyny Pulsu uprowadziły - powiedział blondyn.
- I że Cię oddali w ofierze ich bożkowi - dodał mężczyzna o pierzastych włosach.
- Co to za szkaradztwo? - wskazując na moogla powiedziała kobieta, która właśnie dobiegła.
- Ja SZKARADZTWO, kupo!? - naburmuszyło się stworzenie. - Jestem moogle Mog, kupo! - zawołał radośnie.
- Moo-gle? - zaciął się Yuj.
- Tak! Kupo! - odpowiedziała radośnie Serah. - To jest Gadot - dziewczyna wskazała na mężczyznę o płomiennych włosach - jest trochę zarozumiały, ale to chłopak o dobrym sercu...
- Hej...!
- Maqui i Yuj, są jak dwaj bracia, nierozłączni i psotliwi - mężczyźni zarumienili się. - A to Lebreau, taka jakby 'siostra' w zastępstwie Lightning.
Następnie Serah i Mog w kompleksie baro-mieszkalnym opowiedzieli o wszystkim co ich spotkało.
- I Ty sama chcesz się wybrać!? Z tym futrzakiem!? - zaprotestował Gadot. - Samej Cię nie puszczę, ale też nie pójdę z Tobą. Tej trójki też nie puszczę.
- Czy Ty nie rozumiesz, Gadot, że tylko tak mogę odnaleźć i pomóc mojej Siostrze?
- Serah ma już dwadzieścia jeden lat, może decydować co chce robić - stwierdziła chłodno Lebreau.
- Obiecałem mu, że nie stanie się jej krzywda, więc jej nie wypuszczę z tego miasta, choćbnym miał ducha wyzionąć!
- Kupo... - Mog bardzo się zmartwił.
- Obiecałeś? Raczej przejąłeś rolę 'tatusia' - powiedział Maqui.
- Stól ryj! - warknął Gadot.
- On ma rację - powiedziała Lebreau. - Chcąc, nie chcąc stałeś się 'tatuśkiem'.
- Więc jak? - zapytał Yuj.
W tej właśnie chwili ktoś wszedł do baru.
- Zamknięte, Kuja twarz! - ryknął Gadot.
- Nie mówcie, że mnie nie poczęstujecie! - głos był roześmiany i dziwnie znajomy.
Do kuchni, w której siedzieli członkowie NORY wraz z Serą i Mogiem, wszedł mężczyzna o srebrnych włosach sięgających ramion, wzorzystych bermudkach, białej koszuli na ramiączkach i sandałąch. Na nosie miał ciemnoniebieskie okulary przeciwsłoneczne.
- No siema! Chyba nie zapomnieliście o mnie, co nie? - to był Hope.
Serah ostatni raz widziała Hope'a ponad rok temu, kiedy to udali się do Seredipity w ramach rozrywki. Teraz, Hope był inny niż wtedy: wesoły i pełen werwy.
- C-co tu robisz? - zapytała.
- Wraz z ojcem przybyliśmy na kilka dni odpoczynku w okolice o stwierdziłem, że Was odwiedzę. A co to za przyjemniaczek? - wskazał na Moga.
- "Przyjemniaczek", kupo? - Zdziwił się moogle i od razu pognał w stronę Hope'a i zaczął się do niego mocno tulić.
- I pieszczoszek! - Hope zachichotał, a wraz z nim reszta oprócz Gadota.
- To jest Mog, moogle - powiedziała Serah i zaczęła cierpliwe mu tłumaczyć co się ostatnio wydzarzyło w jej żcyiu.
- Ja mogę pójść z Serą - zaoferował się Hope. - W ogóle to już są w wakacje za pasem.
- A jak tam Twój ojciec? Nie rozzłości się? - spytał gniewnie Gadot.
- Trzy lata temu sam podjąłem decyzję walczenia z przeciwnościami bycia l'Cie i walczyłem wraz z Lightning o prawdę. Teraz jeśli mogę pomóc jej siostrze w jej odnalezieniu, to czemu nie?
- Te poszukiwania mogą trwać dni, miesiące, lata, kupo - powiedział powoli Mog.
- Nieważne.
- To jest duch walki! - ryknął Maqui.
- Duch zguby - zakpił Gadot.
- Hej, stary, wyluzuj. Serah jest w dobrych rękach, 'tatuśku' - prychnął Yuj.
- 'Tatuśku[/i]'? - powiedział Hope. - A to dobre!
- Wyruszymy rano, dobra? - zaporoponował Hope. - Muszę powiedzieć ojcu o moich planach.
- Zgoda! - Serah już dawno nie była tak szczęśliwa. Już od ponad roku nie czuła takiej radości od kiedy...
- Dobra, rozejść się! - zarządziła Lebreau.
Hope pomaszerował do siebie, a Gadot, Maqui, Yuj i Lebreau do siebie.
- Gdzie ja będę spał, kupo? - zmartwił się Mog.
- U mnie jest wolne łóżko, możesz tam przenocować - powiedziała Serah, po czym dodała - kupo.
- Dziękuję, kupo!
Lightning, a więc jednak jeszcze żyjesz? I Mog ma mi pomóc w poszukiwaniach? I... co to jest ten 'klucz'? Mam nadzieję, że gdy się spotkamy, odpowiesz mi na te pytania.
Tęsknię. Siostrzyczko.
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- Lacus Clyne
-
- Wylogowany
- T-Rex
-


Podsumowując - będę czekać na kolejną część

Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- shizonek
-
- Wylogowany
- Behemłot
-
- ..whatever
- Posty: 542
- Oklaski: 43
- Otrzymane podziękowania: 6
Ja tam myślę, że to faceci są bardziej ciekawscy. No chyba że Krzysztof Kolumb była kobietą.Noel Kreiss napisał: Serah z wrodzonej babskiej ciekawości

Podoba mi się ten fik, Ron, naprawdę mi się podoba, mimo paru obsuwów stylistycznych. Uważam, że to Twój najlepszy tekst, jak do tej pory. Nie waż się porzucać tej historyjki;)
Tak fajnie opisałeś tu Moga, że o ile niespecjalnie przepadam za tymi stworzeniami, to normalnie mnie nadtopiłeś tym rozdziałem. Kupo!

Tylko nie daj się pokonać literówkom i ortom. Nie zgadzam się z Lacus - zawsze jest czas, by to poprawić. Pisanie opowiadania to nie wyścigi, nie ma pośpiechu (dlatego najlepsze wyjście to napisać całość, poprawić i dopiero wstawić - ale to tylko moje zdanie). Ważne, by się dobrze i gładko czytało.
W każdym razie, sympatyczny tekścik. To kiedy pojawi się w nim Noel?
Nie przejmuj się autorytetami. Zawsze znajdą się autorytety głoszące coś przeciwnego.
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- Em
-
- Wylogowany
- Shiva
-
- Are you sure you want to exist?
- Posty: 872
- Oklaski: 67
- Otrzymane podziękowania: 19


Poza tym oczywiście dopinguję do dalszego pisania. I więcej Mooglusia poproszę, kupo!

Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- Noel Kreiss
-
Autor
- Wylogowany
- MOG
-
- Ludzie są źli, kupo!
Na razie obmyślam co powinno być w Epizodzie Drugim (Hope w Pierwszym to był już taki spontan, bo nagłe pojawienie się Noela, byłoby przynajmniej głupie), ale myślę, że pojawią się Stepy Archylte i będzie trochę o historii, ale co z tego wyjdzie to nawet ja nie wiem.

Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- Noel Kreiss
-
Autor
- Wylogowany
- MOG
-
- Ludzie są źli, kupo!
_________________________________________________________________________
Blaski i cienie
- Zwolnij trochę! Na wyścigach jesteś, czy co!?
Gadot był niezbyt zadowolony z faktu, że Serah opuszcza Nowe Bodhum w poszukiwaniu Lightning, którą uznano za zmarłą już rok po jej zaginięciu. Lebreau starała się uspokoić go mówiąc, że Serah jest już dorosła i sobie poradzi. To jednak mu nie wystarczało.
- Masz tu trochę mikstur na odnowienie życia i leczenie negatywnych zmian statusu! - Maqui podał Serze kilkanaście fiolek w przeróżnych kolorach.
- Chyba aż tak źle nie będzie, co nie, Mog? - Serah była bardzo radosna tego poranka, z resztą dawno nie była taka szczęśliwa jak dzisiaj.
- Tak-tak, kupo! Żadnych kuporeli, kupo! Mając mnie nie potrzebujesz tych żałosnych miksturek, kupo!
- Tak? A co taki moogle może zrobić? - wymamrotał wzburzony Maqui.
- Nie wierzysz w kupo-magię, kupo!? - Mog wzburzył się bardziej niż blondyn. - Zaraz zobaczysz, kupo!
W tej właśnie chwili do kuchni wszedł Hope; był ubrany inaczej niż poprzedniego wieczora: miał na sobie niebieską bluzę z nałożoną jasnozieloną koszulą, siwe spodnie i sportowe buty, w dłoni dzierżył swój stary bumerang, Skrzydłolot (ang. Airwing).
- I Ty też, kupo! - zawołał rezolutnie Mog, co skonfundowało Hope'a.
Mog wyczarował z nikąd rózdżkę uwieńczoną zegarem podzielonym na trzynaście równych części z kryształem na szczycie. Moogle zaczął inteswnie wirować, a wokół Sery zaczęły tworzyć się różowe witki, które oplotły ją całkowicie. Po chwili witki znikły a oczom zgromadzonych ukazała się odmieniona Serah: miała na sobie czarny bezrękawnik z pięcioma parami srebrnych guzików, który z przodu dochodził do pępka, a z tyłu rozszczepiał się na dwie części dochodzące do kolan. Niemal cała szyja była osłonięta przez wysoki, czarny kołnierz, który wyrastał z bezrękawnika, a złote naramienniki zdobiły ramiona. Na lewej ręce miała brązowy rękaw, który sięgał jej niemal do pachy, a natomiast prawą rękę zdobił nieco krótszy, czarny rękaw zachodzący kawałek ponad łokieć, a na przedramieniu była zamocowana niebieska tarcza ze złotymi obwódkami. Na dłoniach miała ciemnoniebieskie, bezpalcowe rękawiczki ze złotymi kłykciami i srebrnymi paskami w okolicach nadgarstków. Miała na sobie dżinsowe szorty i nad prawym kolanem była różowa sakiewka. Całość dopełniały ciemnobrązowe buty ze smoczymi zdobieniami sięgające kolan.
- W... wow... - zdziwili się Yuj, Maqui i Hope.
- Ładny strój nie uchroni Sery przed potworami - powiedział Gadot.
- Nie bój moogla, kupo! Już się robi, kupo!
Nad Serą i Hopem zabłysły słabe światełka, które opadły na ich otwarte dłonie. Światełka zamieniły się w kryształy: Serah miała błękitną łzę, a Hope zieloną gwiazdę.
- To są... - zaczął chłopak.
- Kryształy to prezenty od Lightning, kupo. A ten strój to ode mnie, kupo! - Mog bardzo się rozognił.
- Dziękuję - powiedziała Serah. - Ale... aż kryształy?
- Lightning mówiła, że podróż będzie długa i niebezpieczna, kupo.
- Lepiej ruszajmy. Z każdą kolejną minutą tracimy czas - zaproponował Hope.
Serah, Mog i Hope wyszli i udali się w kierunku południowym gdzie nowowybudowana droga prowadziła ku Stepom Archylte. Nagle przed wejściem na szlak, ku ich zdziwieniu, stał Gadot. Mocno chwycił chłopaka za bluzę podnosząc go i powiedział:
- Pilnuj jej, bo jeśli jej się coś stanie... - głos mężczyzny zamarł w gardle.
- Jest pod dobrą opieką, kupo - Mog zmarszczył brwi.
Gadot odszedł.
- On jest zawsze taki nadopiekuńczy? - zapytał Hope.
- Tak.
Gdy tak szli asfaltową drogą, Mog wzbudzał nie małą sensację przez co Serah i Hope musieli co chwilę przystawać, by ciekawscy przechodnie mogli się przypatrzyć nadętemu stworzonku i wznosić pieśni pochwalne. Kiedy schodzili dość krętą drogą zauważyli dziewczynę zaplątaną w krzaki, do której Hope natychmiastowo pospieszył z pomocą.
- Hej! Wszystko w porządku?
- A wyglądam na taką co wygląda!? - dziewczyna się zapeszyła.
Drobna, krótkowłosa blondynka stała na ścieżce w posiatkowanej żółtej bluzce i czarnej spódniczce mini, a jej czarne szpilki były pokryte grubą warstwą błota. Miała również zadrapania na twarzy, ramionach i nogach.
- Ktoś Cię zaatakował? - dziewczyna zdziwiła się na widok Sery, która pojawiła się zza Hope'a.
- N-no! Z jednego ze szczytów zeskoczył behemot i mnie zaatakował! Mój pistolet niewiele zdziałał...
- Gdzie teraz jest? - spytał się Hope.
- Widziałam jak pognał na Stepy... Tam teraz... moja siostrzyczka! - i blondynka zbiegła w dół szlakiem.
- Idziemy! - Hope wziął Serę pod ramię i pobiegli w stronę Stepów.
- A ja, kupopo!? - zirytował się Mog.
Kiedy wpadli na Stepy zauważyli w oddali dziewczynę strzelającą do behemota wielkości milenijnego dębu. Hope natychmiast pognał w jej stronę rzucając bumerang w stronę potwora na chwilę skupiając jego uwagę na sobie.
- Hope! - Serah złapała Moga, który automatycznie zmienił się w kuszę. - Co do...!?
Behemot był trochę zdeziorentowany, ale szybko się opamiętał i zaczął kontynuować atakować blondynkę.
- Curasa! - ryknął Hope stając przed dziewczyną obraniając ją przed morderczym atakiem. Hope'a odrzuciło, ale szybko wstał.
Serah zaczęła szybko strzelać ze swojej kuszy dając czas Hope'owi i dziewczynie dojść do siebie. Po chwili Hope zaczął rzucać przeróżne żywiołowe zaklęcia jakie znał, ale behemot wciąż nie dawał za wygraną, a nowo poznana dziewczyna zaczęła natomiast wspomagać ich obronnymi statusami. Nagle bestia ruszyła na Serę i wyrzuciła ją w powietrze.
- Serah! Nie! - krzyknął Hope.
- Spoko! - dziewczyna mrugnęła w stronę chłopaka pokazując przy tym kciuk uniesiony w górę. Wokół dziewczyny utworzyła się niebieska sfera, a dziewczyna skoczyła wybijając się wysoko w powietrze.
Dziewczyna złapała Serę i ją uleczyła. Szepnęła jej coś do ucha. Serah zaczęła siać strzałami, a dziewczyna pociskami. Hope posłał bumerang w stronę oczu bestii. Zdezorientowany behemot dostał po oczach i zaczął się słaniać po ziemi. Dziewczyna strzelała wciąż wisząc w powietrzu, a Serah przemieniła kuszę w miecz, który skierowała ostrzem w dół, sama mając głowę w tej pozycji. Nagle ostrze przebiło serce bestii i behemota pochłonęła czarna mgła.
- Nic Ci nie jest, Sarisa? - dziewczyna spytała się małej dziewczynki o jasnych włosach i zielonych oczach.
- Dz-dzięki - wymamrotała małolata.
- Nie powinnyście tak beztrosko przemierzać Stepów, kiedy jest tyle behemotów wokoło - Serah skarciła ostro dziewczyny.
- T-to moja wina.. - dziewczynka zaczęła płakać coraz rzewniej. - Moja siostrzyczka powiedziała, żebym nie ruszała się z Akademii, bo poza nią są różne potwory, ale taki ładny motylek...
- Sariso, już nie płacz - dziewczyna zwróciła się do swojej siostry. - A Tobie radzę tak ostro na mnie i na Sarisę nie najeżdżać! - w tym momencie krótkowłosa blondynka rzuciła gniewne spojrzenie w stronę Sery. - Jakbyś nie miała własnych problemów.
- Kupokupo, spokój, kupo! - zaświergotał Mog.
Dziewczynka nagle przestała płakać i popatrzyła się na Moga jak na jakiegoś boga. Podbiegła czym prędzej do niego i chciała go złapać, ale ten tylko się z nią przyjacielsko drażnij.
- Co to za dziwne stworzenie? - spytała.
- Moogle Mog, do usług, kupo!
- Dzięki Mog za interwencję, ale było fajnie popatrzeć jak się kłócą dwie baby!
- Baby!? - Serah i blondynka zacietrzewiły się i rzuciły na Hope'a jak jeden mąż.
- H-hej! R-ratunku!
- Nie trać tchu, Mog jest tu! - Mog zaczął okładać dziewczyny różdżką, ale blondynka szybko wyrwała mu ją i sama ogłuszyła moogla.
Nagle z zachodu przybiegł na chocobo ciemnoskóry mężczyzna z wielkim afro, miał na sobie oliwny płaszcz, spodnie koloru khaki i czarne buty. Gdy zauważył grupę ludzi bijących się, a obok nich dziewczynkę, natychmiast do nich podbiegł i ku swojemu zaskoczeniu wykrzyknął:
- Serah!? Hope!?
Natychmiast walka ucichła: Serah i dziewczyna wstały z Hope'a i zaczęły się przepraszająco otrzepywać z kurzu, Hope leżał jak bela na ziemi, ledwo oddychał, a Mog co chwila znienacka podskakiwał, wirował i padał na ziemię.
- Co to na chocobo ma znaczyć!? - ryknął. Serah nigdy nie widziała go tak zdenerwowanego.
- No bo panie naczelniku... - zaczęła blondynka, ale Serah jej przerwała:
- 'Naczelniku'!? 'Naczelniku' czego!?
- No tak wyszło... - wymamrotał. - Jestem jedną z ważniejszych person w Uczelni.
- A czy ja Cię znam? - spytała się.
- Hej! A co ze mną!? - blondynka przypomniała o swoim istnieniu.
- Spokojnie, panno Zaidelle. Na wszystko będzie czas. Nie pamiętasz mnie, Sero?
- S-Sazh? - w głosie różowowłosej dziewczyny można było usłyszeć nutę niepewności.
- To pan ich zna!? - 'panna Zaidelle' bardzo się zdziwiła.
- Oczywiście! To jest Serah Farron, a ten chłopak to Hope Estheim: wraz z nim walczyliśmy przeciw fal'Cie z Cocoon, by uratować ludzkość i tą słodką panienkę. A jemu, czy raczej 'im,' co zrobiłyście?
- Ach! - żachnęła się blondynka. - Taka drobnostka.
- A~ha...
- Aj! Zapomniałam Ci przedstawić Moga! - wyskoczyła nagle Serah i podniosła 'pluszowego misia' z ziemi, mocno go przytuliła i zaczęła opowiadać Sazh'owi o jej wyprawie.
Nie zgadniesz co się stało Lightning. Wraz Mogiem i Hopem spotkaliśmy Sazh'a. Opowiedziałam mu jak w trójkę wyruszyliśmy w poszukiwaniu Ciebie i tego, że walczysz z kimś i szukasz 'klucza.' Sazh też mi opowiedział co robił przez ten cały czas kiedy się nie widzieliśmy: pracuje w Uczelni jako naczelnik—ot taka jedna z ważniejszych osób w Uczelni, prowadzi dzielnicę naukową w ciągle powstającym mieście Akademii, i jak prowadzi badania nad nowymi technologiami, by ludziom żyło się lepiej bez udziału fal'Cie. I o tym, że pracuje nad sposobem uwolnienia Vanille i Fang z kryształowego filara.
- Może potrzebujecie pomocy, co? Uczelnia z pewnością pomoże w poszukiwaniach Lightning; przecież walczyła przeciw tym kryształowym machinom.
- Można spróbować, co nie Hope? - Serah zwróciła się do chłopaka, który siedział skurczony na ziemi i kreślił palcem różne wzorki na ziemi.
- M-można - odpowiedział wciąż przerażony dzikością Sery.
- Oj Hope! Nie odgrywaj mi tu scen! - żachnęła się Serah. - Na skali męskości masz aktualnie marne dwa na szynach.
- Nie powiecie mi co się stało, hm? - Sazh dopytywał się dziewcząt o sytuację w jakiej się na nich natknął.
- Och panie naczelniku, takie bzdurne schematy i tyle - 'panna Zaidelle' zachichotała.
- "Bzdurne schematy"?
- Tak, panie naczelniku, nic nadzwyczajnego!
Sazh popatrzył się z pode łba na dziewczyny i zaprosił całą gromadę do Uczelni. Serah podniosła Hope'a i popchnęła go w stronę Akademii, a blondynka wzięła Sarisę za rękę. Przechodząc obok farmy chocobo, Sazh wstąpił do jakieś budki i wyszedł. Po chwili grupka pracowników przyprowadziła chocobo i Sazh powiedział, że pojadą na chocobo, gdyż jest szybciej i bezpieczniej.
Po chwili stanęli przed wielkim metalowym murem poświtującym szmaragdowym blaskiem. Brama otworzyła się automatycznie, a oczom Sery, Moga i Hope'a ukazały się strzeliste budynki, a na różnych wysokościach poruszały się szybowce, które mieszkańcy wykorzystywali do przemieszczania się po mieście. Mog podleciał do do jakieś konsoli, która nagle odezwała się kobiecym, eletronicznym głosem:
- Witamy w mieście Akademia! Aktualnie znajdujesz się w komercyjnej dzielnicy, Esthar. Co chcesz zrobić?
- Kupo!? Co to jest, kupokupo!? - Mog się bardzo przestraszył: pierwszy raz widział coś takiego.
- Pacynko, nigdy nie widziałaś interakcyjnego panelu? - zapytał się moogla Sazh.
- Jestem moogle Mog, a nie jakaś tam 'pacynka,' kupo! - Mog się bardzo zdenerwował.
- Dobra, dobra, nie ma co się tak afiszować na chocobo.
- To miejsce jest... niesamowite - Serah powiedziała.
To był jej pierwszym raz poza Nowym Bodhum; w sumie w ogóle nie opuszczała Nowego Bodhum od Katastrofy. "Chcę, by ludzie wiedzieli dlaczego Cocoon runęło, dlaczego trzyma je soldidny kryształowy filar," tak tłumaczyła swoje pozostanie w Nowym Bodhum Serah. Architektura miasta bardzo ją urzekła, gdyż pomimo, że większość budynków była pokaźnymi drapaczami chmur z reklamami wyświetlanymi na szybach, to gdzieniegdzie wlokły się aleje otoczone parkami i drewnianymi budowlami mocno kontrastując z nowoczesnym, dominującym wyglądem miasta.
- Muszę odprowadzić Sarisę do domu - powiedziała szybko blondynka, która wzięła swoją siostrą pod ramię i pomaszerowała na zachód, w kierunku dzielnicy rezydencjalnej.
- O dwie baby mniej - burknął cicho pod nosem Hope.
- Kupokupo! - wtórował mu Mog. - W końcu mamy równe szanse, kupopo!
- Czyżbyście coś planowali? - zapytała różowowłosa dziewczynka chłopaka i moogla.
- Ten misiek ma coś do Ciebie - odrzekł Hope i niewyraźne się uśmiechnął.
- Kupopopopopopopo! - naburmuszył się 'misiek.' - Ja Ci dam 'miśka', ty białogłowo, kupo!
- No hejże dzieciaki! Spokój! - Sazh nagle się aktywował. - Swoim aktualnym zachowaniem nie wydajecie się poszukiwać Lightning - a po chwili dłuższego namysłu dodał: - ani tego, że jesteście jej bliscy.
- Przepraszam! - wyskoczyła Serah - ale tych dwoje...
- Dość to dość, czas na nas - skwitował i ruszył przed siebie, a za nim maszerował Hope z Serą, która trzymała Moga w rękach.
Hej Lightning. Wybieramy się do Uczelni, by ułatwić poszukiwania Ciebie. Mam nadzieję, że nasze starania nie pójdą na marne i będziemy razem; będziemy szczęśliwi i już nic nie przeszkodzi naszemu szczęściu. Ale w głebi duszy czuję, że droga będzie długa i niebezpieczna, jednak mówię sobie, że z każdym wydarzeniem, każdą chwilą jestem bliżej Ciebie. A teraz... Do Uczelni!
- Nieważne ile razy mnie pokonasz, ja i tak wygram! - krzyknął w stronę Lightning wysoki mężczyzna ubrany w plemienną, purpurową zbroję, fioletowych włosach i oczach czerwonych jak krew. - Nieważne ile razy 'go' znajdziesz, i tak nikogo nie uratujesz!
- Ja walczę o swych przyjaciół, a Ty?
- O to o co ja walczę, a raczej czego bronię, to nie Tobie to wiedzieć, sługusie Etro!
Mężczyzna nagle przyzwał wielki purpurowy miecz, teleportował się za Lightning i zwinnie nim machnął, lecz kobieta szybko zareagowała i obroniła się. Następnie nastąpiła szybka wymiana cięć mieczami, po której obie stronie zaczęły naparzać się różnego rodzaju magią, w tym również grawitacyjną.
- Cokolwiek byś nie zrobiła i tak historia zatoczy koło i cały Twój wysiłek będzie na marne!
- Nie dość, że mocny w walce, to w gębie jeszcze lepszy, hm? - zakpiła sobie kobieta.
- Gadaj zdrów, ale i tak jutra nie dożyjemy!
Mężczyzna złapał Lightning za ramię i wyrzucił ją w powietrze po czym stworzył sferę zaginającą czasoprzestrzeń powodując, że kobieta zawisła w powietrzu nie mogąc poruszyć się w żaden sposób. Mężczyzna wzbił się w powietrze i zawisł obok Lightning. Dotknął kątem ust jej czoła i powiedział:
- Tyle było przed Tobą, ale porzuciłaś swoją przeszłość, by chronić przyszłość. Otumamiona bajeczką o ocaleniu śniących 'cór' walczysz o nic. Porzuć nadzieje, porzuć duszę, i wróć do teraźniejszości! - i nagle uderzył ją w brzuch tak, że z impetem spadła na ziemię tworząc sporej wielkości krater. Po chwili wstała i ciężko oddychając odrzekła:
- Twoje... słowa... są... niczym... w po...równaniu... do... ruiny... do jakiej... chcesz za... prowadzić... ten świat....
- To do czego ja dążę to nie ruina, ale nowy świat w którym ona nie będzie ponosić ofiary kryształu.
- O kim... Ty... bredzisz?
- Nie Twoje życie, nie Twoja historia, nie Twoje prawo w ingerencję istoty bytu.
- Ty jednak... nie wiesz... co to... życie... - zemdlała.
- Cemu to lobiś? - spytała się dziewczynka.
- Bo robię, a co? Nie wolno mi? - zacietrzewił się chłopiec.
- A pobawiłbyś się ze mną?
- Z lepienia piaskowych babek już dawno wyrosłem, a Ty w dodatku jesteś dziewczyną - i poszedł, a dziewczynka powróciła do zabawy.
Nagle w torebce kobiety zaczął dzwonić telefon, który to odebrała.
- Pani Farron, jak mniemam? Tu oficer Cause z Pułku Bezpieczeństwa Bodhum.
- Skąd ma pan mój numer?
- Z telefonu pańskiego męża, jak mniemam.
- Cz-czy coś mu się stało?
- Niestety tak: zginął w zamachu.
- Z-zamachu?
- Niestety nie mogę więcej udzielić informacji. Bardzo bym prosił o przybycie do szpitalnej kostnicy w celu dopełnienia formalności. Proszę przyjąć moje najszczersze kondolencje. Do widzenia.
- D-do widzenia... - odpowiedziała i uroniła łzę, którą zauważyła dziewczynka.
- Cy coś się stało mamusiu?
- N-nie, nic...
Ciemna poświata spowiła wszystko.
Ojcze, dlaczego musiałeś tak szybko odejść?
Piętnastoletnia dziewczyna siedziała przy szpitalnym łóżku, na którym leżała kobieta. Była ona kiedyś atrakcyjną i zadbaną panią domu, ale po śmierci męża jej chęć do życia powoli umierała. Pomimo, że opiekowała się swoimi córkami z pomocą szwagra i matki, i tak nie mogła żyć z myślą, że jej mąż jest już w innym świecie. Po pewnym czasie zachorowała na groźną odmianę grypy i wylądowała niemalże natychmiast w szpitalu. Piętnastolatka opiekowała się matką już pod sam koniec jej życia, kiedy to już nikt nie chciał doglądać chorej.
- Córciu, dziękuję Ci... za wszystko - powiedziała cicho kobieta.
- Nie mów tak... To jeszcze nie koniec.
- Już czuję jak dusza odrywa się od mojego ciała... zmierza ku światłości...
- To dopiero początek. Jest jeszcze wiele przed nami.
- Zaopiekujesz się swoją młodszą siostrą, prawda?
- Ale to Ty jesteś naszą mamą.
- Przyszedł czas, by powiedzieć Ci jak naprawdę umarł Wasz ojciec, a nie sądzę, żeby dziadkowie, albo wujostwo chciałoby Ci to kiedykolwiek powiedzieć. Ojciec zginął w zamachu, a nie jak Wam mówiłam w wyniku potrącenia przez pijanego kierowcę.
- Zamach!? Ale kto—
- Nie wiem. W telewizji niewiele mówiono oprócz tego, że jacyś liberaliści wysadzili budynek cetrum handlowego, w którym robił zakupy, jak pozostałe pół tysiąca osób. Mówiono, że chcieli w ten sposób zwrócić uwagę na to, że Sanctum nie pozwala opuszczać Cocoon i odwiedzać Pulse, ale ile w tym prawdy... Nie wiem.
- A policja?
- Nawet nie wydała oświadczenia... - kobieta mocno zakasłała, a aparatura zaczęła szaleć.
- LEKARZA! LEKARZA! - zaczęła wołać dziewczyna, ale gdy lekarz przybył było już za późno.
- Bardzo mi przykro, panno Farron, ale pańska matka przed chwilą zmarła. Czy—
- Tak - łzy płynęły jej obficie po policzkach - p-proszę mnie z-zostawić... Ch-chcę się pożegnać...
- Ależ oczywiście - i wyszedł.
- M-mamo, z-zaopiekuję się Serą i z-zrobię wszystko, b-byś była ze mnie dumna... B-bardzo dumna... B-będę jej strzec... - dziewczyna wciąż popłąkując nie zauważyła jak usnęła.
- Cześć! - zawołała radośnie dziewczynka, która przez większość czasu była całkiem radosnym dzieckiem dzięki czemu miała wiele koleżanek i kolegów.
- Muszę Ci coś powiedzieć - głos dziewczyny nagle nabrał oficjalnego i ponurego tonu - mama odeszła.
- Ale gdzie? - na twarzy dziewczynki zarysował się smutek.
- Tam gdzie już nic jej nie grozi, tam gdzie jest razem z tatą.
- Mamusiu! - dziewczynka krzyknęła i zaczęła płakać. Po chwili zapytała się: - Ale co będzie z nami? Teraz jesteśmy bez rodziców?
- Nie bój się. Z tego co wiem, to jako, że jestem osobą w "stosownym wieku," to w świetle prawa mogę zająć się opieką nad domem i Tobą.
- Ale co jeśli—
- Nikt nas nie rozdzieli, Sero. A nawet jeśli ktoś spróbuje, popamięta mnie.
- C—
- To już nie jest moje imię.
- Jak to, siostrzycko?
- Mów mi 'Lightning.'
- 'Lightning'? Ale dlaczego taka dziwna ksywka?
- Piorun to niezwykle potężne zjawisko emunujące światłem. Jego blask przypomina niczym mityczną tarczę oddzielającą ziemię od nieba.
A teraz walcz i szukaj zmazy po Pulsie, tylko i wyłącznie dzięki tej osobie będziemy razem, uwolnimy Vanille i Fang z kryształowego snu i pokonamy 'go.' Razem. Więc pędź i nie wracaj się, gdyż to co się, nie odstanie się 'tam.'
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- shizonek
-
- Wylogowany
- Behemłot
-
- ..whatever
- Posty: 542
- Oklaski: 43
- Otrzymane podziękowania: 6
Uważaj, bo jutro ja wstawiam swój rozdzialik. Taka kontra:)Noel Kreiss napisał: Po ponad dwu miesiącach przerwy (święta, ferie, sesja, Final Fantasy XIII-2) powracam!
Bitwa na fanfiki. Nawet nieźle brzmi:P Może kiedyś zrobimy coś takiego? xD
Mog jest fajny, zdecydowanie fajny. Bardzo fajny. "Pacynka", "misiek" - lol.
Hope jest mniej fajny. Co to za wstawki z 'babami'?;P Ma jakiś problem z kobietami? Może to rozwiniesz jakoś smacznie?;P
Esthar? Ta nazwa serio jest w FF13-2, czy to Twój wynalazek? Zaciekawiłam się, bo w FF8 jest miasto Esthar, zdecydowanie moja najulubieńsza 'miejska' miejscówka z FF.
A jednak nie zdecydowałeś się na użycie mojego kwiecistego opisu koloru miecza, ha? Twoja strata:P
Wypisz, wymaluj, smarkaty Squall:)Noel Kreiss napisał: mały chłopiec w kasztanowych włosach, ciemnoniebieskimi oczami, żółtej koszulce w dwa czarne paski, dżinsach i tenisówkach
Ciekawa historia, podoba mi się retrospekcja z czasów śmierci rodziców Claire i Serah.
Nie przejmuj się autorytetami. Zawsze znajdą się autorytety głoszące coś przeciwnego.
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- Noel Kreiss
-
Autor
- Wylogowany
- MOG
-
- Ludzie są źli, kupo!
Po drugie primo: "problemy" Hope'a z babami, to miało być takie coś, żeby Czytelnik pośmiał się trochę i przygotował do mrocznej części fabuły.
Po trzecie primo: nazwę "Esthar" pozwoliłem sobie pożyczyć z Final Fantasy VIII, jako, że "Palumpolum" było zajęte (

Po czwarte primo: naprawdę bardzo kwiecisty opis mi zaoferowałaś, ale niezbyt pasował mi pod postać przeciwnika Lightning.
Po piąte primo: tak, ten opis był celowo, by nakierować Czytelnika na maciupkiego Squalla Leonarta (no skoro w jednym z Twoim fanfików Squall przespał się Claire, to czemu Light i Squall nie mieliby prawa skonfrontować się w piaskownicy?). I tak, to kolejna aluzja do Final Fantasy VIII (co prawda grałem tylko w demo, ale i tak jakaś fascynacja jest).
Po szóste primo: Ani Trzynastka ani "Trzynastkodwójka" nie wspomina nic o państwie Farron oprócz jednej scenki, kiedy Light mówi, że zmieniła swoje imię po śmierci rodziców, po to by stać się silniejsza dla Sery, i ich wątek był w ogóle nieruszony, a taka Dziesiątka to się obraca wokół rodziców. Więc stwierdziłem, że należy poruszyć ten temat.
Any more questions?
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- shizonek
-
- Wylogowany
- Behemłot
-
- ..whatever
- Posty: 542
- Oklaski: 43
- Otrzymane podziękowania: 6
Dobry pomysł i nawet nieźle pasuje, bo ósemkowe Esthar jest bardzo futurystyczne.Noel Kreiss napisał: nazwę "Esthar" pozwoliłem sobie pożyczyć z Final Fantasy VIII, jako, że "Palumpolum" było zajęte (
), a Esthar wydaje mi się, że można zaliczyć po części do miasta komercyjnego, to tak wyszło.
Nooo dobrze, wybaczam Ci. Może faktycznie niespecjalnie by się komponował... ;PNoel Kreiss napisał: naprawdę bardzo kwiecisty opis mi zaoferowałaś, ale niezbyt pasował mi pod postać przeciwnika Lightning.
Ależ to nie był zarzut, wręcz przeciwnie - sama wstawiam różne takie 'kfiatki', jak mi coś przypasuje. Fajnie Ci wyszła ta swoista odpowiedź na moją Claire w Balamb;PNoel Kreiss napisał: tak, ten opis był celowo, by nakierować Czytelnika na maciupkiego Squalla Leonarta (no skoro w jednym z Twoim fanfików Squall przespał się Claire, to czemu Light i Squall nie mieliby prawa skonfrontować się w piaskownicy?). I tak, to kolejna aluzja do Final Fantasy VIII (co prawda grałem tylko w demo, ale i tak jakaś fascynacja jest).
Tak trzymać!

Nie przejmuj się autorytetami. Zawsze znajdą się autorytety głoszące coś przeciwnego.
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.